poniedziałek, 26 maja 2014

13. "Czas pogardy" - Andrzej Sapkowski

Tytuł: "Czas pogardy"
Autor: Andrzej Sapkowski
Wydawnictwo: superNOWA
Liczba stron: 320
Data zakończenia czytania: 03.04.2014 r.
Ocena: 8/10




Sapkowski, duma polskiego fantasy i jeden z naszych najpopularniejszych pisarzy. Chyba każdemu z Was to nazwisko przynajmniej obiło się o uszy. Choć Sapkowski nie jedną książkę napisał, to zdecydowanie najbardziej znanym z jego dzieł jest słynna już saga o wiedźminie. Cykl ten rozpoczynają dwa tomy opowiadań - "Ostatnie życzenie" i "Miecz przeznaczenia", dopiero po nich pojawia się saga właściwa (jak to nazywam), która składa się z pięciu części. "Czas pogardy" to część druga.

"- Nie ma już na świecie wiary ani prawdy, ale chyba istnieje na świecie rozsądek? Co, Jaskier? Jest jeszcze na świecie rozsądek? Czy już zostały na nim tylko skurwysyństwo i pogarda?"

Geralt nieustannie szuka informacji o Rience'ie. W tym celu spotyka się z Codringherem, kimś w rodzaju prywatnego detektywa, ale nie dowiaduje się zbyt wiele. Tymczasem Yennefer z Ciri jadą na Wyspę Thanedd, gdzie opiekunka planuje oddać dziewczynkę do Szkoły Czarodziejek. Ciri jednak ucieka, chcąc się po raz ostatni spotkać z Geraltem. Wiedźmin i czarodziejka odnajdują ją w tym samym momencie. Niedługo później cała trójka udaje się na wielki zjazd magów.

Pierwsza część sagi, "Krew elfów" w gruncie rzeczy była dosyć lekka tematycznie. Wojna była jeszcze w zasadzie czymś odległym, dopiero zaczynało się o niej myśleć. W "Czasie pogardy" wojna już się rozpoczyna. Nie chcę Wam streszczać wydarzeń na Thanedd podczas zjazdu, dalszych losów bohaterów czy wątku politycznego, bo nie chcę nikomu odebrać przyjemności zapoznawania się z nimi samemu, jednak wyraźnie widać, że ten tom jest dużo mroczniejszy i poważniejszy od poprzedniego. Przepełniony zdradą i wszechobecną pogardą.

"Byli dziećmi czasu pogardy. I tylko pogardę mieli dla innych."

Naszych bohaterów czekają ciężkie próby, szczególnie Geralta i Ciri. Mała wiedźminka już nigdy nie będzie taka sama. Zniknie z niej wszelka delikatność, znikną wszystkie cechy księżniczki, które już wcześniej zdecydowanie w niej osłabły. Mała wiedźminka pozna co to ból, trud i głód. Pozna smak samotności i gorycz bezsilności. Odnajdzie w sobie okrucieństwo. A to wszystko odmieni ją na zawsze. Geralt zaś pozna klęskę, która do końca życia pozostawi w nim nie tylko fizyczne piętno.

I jedynie Sapkowski pozostanie taki sam. Ze swoim genialnym stylem, perfekcyjnie wykreowanym światem, niesamowitymi portretami bohaterów i świetnym poczuciem humoru, które zawsze do mnie trafia. Trzeba przyznać, że w "Czasie pogardy" o wiele trudniej znaleźć momenty zabawne, ale to tłumaczy, oczywiście, przebieg fabuły. Nie chcę się powtarzać, bo talent autora i wszelkie inne kwestie techniczne wychwaliłam już w recenzji poprzedniego tomu (TUTAJ), a przecież czekają mnie jeszcze kolejne trzy. Chcę tylko, żebyście wiedzieli, że Wiedźmin naprawdę zasługuje na to, co o nim mówią. Na wszystkie te pochwały i zachwyty. Że autor nadal utrzymuje poziom i nigdy nie pozwala nam się nudzić. I że, owszem, wymaga od nas skupienia, ale rekompensuje nam to tą wspaniałą historią. Chcę żebyście wiedzieli, że następny tom z pewnością przeczytam i oba kolejne również, a w przyszłości może i inne jego dzieła.

Chcę, żebyście wiedzieli, że polecam Wam go z całego serca, bo rzadko spotyka się tak satysfakcjonujące lektury jak ta. Chcę powiedzieć Wam, że gdybym mogła, osobiście pogratulowałabym autorowi tak niesamowitej wyobraźni i umiejętności przelania tych wszystkich pomysłów na papier. Że jeśli kiedykolwiek uda mi się go spotkać - po prostu mu za to podziękuję.


Dziękuję Panu.

sobota, 24 maja 2014

Liebster Blog Award po raz pierwszy!

„Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za dobrze wykonaną robotę. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”


Nominację otrzymałam od Ayumi O z bloga Świat w dłoniach. Bardzo dziękuję!


1. Twoje życie ma więcej plusów czy minusów? 

Nie jestem raczej typem użalającym się nad sobą, a w moim życiu jak na razie nie ma znaczących problemów. Zdecydowanie więcej plusów :)

2. Czym tak właściwie są dla ciebie książki?

Ucieczką od rutyny. Magiczną przygodą. Rozweselaczem. Poruszającym doświadczeniem. A czasami po prostu rozrywką.

3. Co czujesz, gdy dostajesz nowiutką książkę? 

To zależy od książki. Generalnie bardzo się z tego cieszę, obmacuję książkę ze wszystkich stron i wszystkim się nią chwalę. Jednak jeśli jest to średnio trafiający w moje gusta prezent, to nie jestem aż tak zachwycona. Z drugiej strony, jeśli jest to od dawna wyczekiwana niespodzianka, moja radość jest podwojona :)

4. Jaka jest najcenniejsza rzecz w twoim pokoju? I dlaczego akurat ta? 

Ciężko powiedzieć. Jestem bardzo sentymentalna, więc duże znaczenie ma dla mnie złoty łańcuszek z podobizną Matki Boskiej, który dostałam od nieżyjącej już babci na chrzciny. Jest też kilka bardzo ważnych dla mnie listów i zdjęć.

5. Czego zazwyczaj dopatrujesz się w książkach? (myślisz: ciekawe czy w tej książce będzie ...)

Nie jestem do końca pewna, co masz na myśli, ale zawsze interesuje mnie, czy pojawi się w książce magnetyczny czarny charakter lub postać bardzo niejednoznaczna. Mam słabość do takich bohaterów :)

6. Co robisz z książkami, które posiadasz, ale które nie podobały Ci się? 

Nic szczególnego. Kiedyś usiłowałam kilka sprzedać, ale jakoś nie znalazłam chętnych, więc leżą sobie gdzieś w szafie. Może kiedyś oddam je do biblioteki czy coś w tym stylu.

7. Jaka jest twoja ulubiona postać kobieca, a jaka męska pochodząca z literatury? I dlaczego? 

Męskich jest sporo, ale pierwsi na myśl przyszli mi Bohun z "Ogniem i mieczem" oraz Warner z "Dotyku Julii". Z damskimi mam większy problem, bo jest sporo lubianych przeze mnie bohaterek, ale żadna mnie jakoś szczególnie nie zachwyca. Może Bridget Jones? Albo Ania z Zielonego Wzgórza? Lubię też Anielę i Idę z Jeżycjady. O, i Sophie z "Dziewczyn z Hex Hall", to moja ulubiona bohaterka wszelkiego rodzaju paranormali, jedna z niewielu w miarę ogarniętych i nieużalających się nas sobą dziewczyn. Łączy nas też poczucie humoru. Jednak zdecydowanie większą sympatią (żeby tylko) pałam do wymienionych panów :)

8. Jak myślisz, co by było gdyby książki kosztowały o połowę mniej? Czy wpłynęło by to na zwiększenie zainteresowania czytaniem książek wśród młodych i starszych osób? 

Czy ja wiem... Kto ma czytać, ten będzie czytał. Są przecież biblioteki i wszelkiego rodzaju promocje, można też kupować używane książki lub pożyczać od znajomych. Myślę, że prędzej osoby teraz korzystające głównie z bibliotek, zaczęły kupować, bo często nie robią tego ze względu na ceny. Jeśli nawet by wpłynęło to raczej nie w jakiś znaczący sposób.

9. Wolisz: 
a) kupować książki zaraz po premierze
b) poczekać, aż może będą w bibliotece
c) wyszukiwać jakiś mega promocji na książki
d) czytać ebooki 
Uzasadnij swój wybór.

Zdecydowanie b. Nigdy nie kupiłam książki zaraz po premierze, ebooki czytam tylko w desperacji, a do wyszukiwania mega promocji raczej nie mam cierpliwości. 

10. Czy po każdej książce wynosisz jakiś morał? Czy zdarzyło się, że jakaś książka bardzo wpłynęła/zmieniła twoje życie? Jeśli tak, to jaka. 

Właściwie to ze zdecydowanej większości książek jakiś morał wynieść można. Ciężko znaleźć taką, która nie przekazuje kompletnie nic, nawet harlequiny mają przesłania w stylu "miłość przetrwa wszystko", "miłość jest wieczna", "miłość jest najważniejsza w życiu" i tym podobne banały. Chociaż ciężko mi znaleźć przesłanie z "Wakacjach z gangsterem", musiałabym się mocno zastanowić.
Co do książek zmieniających życie... Wiele mnie poruszyło i kilka rzeczy uświadomiło, ale żeby jakiś wielki i niesamowity wpływ na życie? Chyba aż tak to jeszcze nie.

11. Jaką, na chwilę obecną, chciałabyś dostać książkę i dlaczego akurat tę? 

Wiele jest książek, które bardzo chcę przeczytać i ciężko mi wybrać tę jedną. Od dłuższego czasu poluję na "Christine" S. Kinga, ale równie dobrze może to być "Sekret Julii", "Złodziejka książek", coś Picoult albo Greena i wiele innych. Nie umiem spośród nich wybrać.


Do zabawy nominuję:


A oto pytania:

1. Czy często przy wyborze książki kierujesz się nazwiskiem autora?
2. Jedna z najgorszych przeczytanych przez Ciebie książek?
3. Podaj tytuł książki, przy której ostatnio płakałaś.
4. Najlepsza i najgorsza ekranizacja?
5. Czy jest zabieg, bądź schemat, którego szczególnie nie lubisz w książkach? Jaki?
6. Czy osoby w Twoim otoczeniu również lubią czytać,czy raczej jesteś w tym odosobniona?
7. Co sądzisz o pożyczaniu książek wszelkiego rodzaju znajomym?
8. Największy koszmar książkoholika?
9. Czy jest gatunek, którego szczerze nie lubisz i nigdy po niego nie sięgasz? Jaki to gatunek?
10. Preferujesz twarde czy miękkie okładki?
11. Czy prowadzenie bloga coś zmieniło w Twoim życiu? Co?

Z chęcią poznam Wasze odpowiedzi na te pytania. Możecie, oczywiście, odpowiadać w komentarzu, jeśli tylko chcecie. Nie musicie mnie nigdzie o tym informować - mam Was w obserwowanych :)

Pozdrawiam!

czwartek, 22 maja 2014

12. "Kochanice króla" - Philippa Gregory

Tytuł: "Kochanice króla"
Autor: Philippa Gregory
Wydawnictwo: Książnica
Liczba stron: 703
Data zakończenia czytania: 28.03.2014 r.
Ocena: 8/10




 XVI wiek. Wiek szeleszczących sukien, ciał ściśniętych przez gorsety, reformacji i walki z heretykami. Dla Anglii jest to okres nieustannej wojny pomiędzy katolikami a protestantami, w której przewagę ma zawsze ten, którego współwyznawca zasiada na tronie. To także wiek Henryka VIII i jego sześciu żon, jego obsesyjnych starań o spłodzenie następcy, jego walki z Kościołem i każdym, który śmiał mu cokolwiek zarzucić. To wiek Anny Boleyn, kobiety, dla której władca Anglii stworzył nowy odłam wiary. Ale to również wiek Marii Boleyn, przelotniej miłostki króla, w historii na zawsze przyćmionej przez osiągnięcia jej siostry - Anny.

Młodziutka (bodajże dwunastoletnia) Maria została dość korzystnie wydana za Wilhelma Careya, bliskiego przyjaciela króla. Jej starsza siostra Anna, do tej pory przebywająca we Francji, wraca właśnie do Anglii. Z jednej strony Maria nie może się jej doczekać, z drugiej - obawia się jej, od zawsze bowiem Anna górowała nad nią sprytem i obyciem towarzyskim. Jednak to jej, Marii, udało się zdobyć jedną z lepszych partii w królestwie i dziewczyna czuje się z tego powodu dumna. Wieczorem podczas tańców młodsza z sióstr zwraca na siebie uwagę samego króla Henryka. Boleynowie, wyczuwszy okazję, odsuwają ją od małżonka i postanawiają za wszelką cenę podtrzymać zainteresowanie władcy Marią. Udaje im się to i po pewnym czasie dziewczyna zostaje nałożnicą Henryka. Anna, od tej pory zostaje zepchnięta na dalszy plan. Zminimalizowana do roli pomocnicy Marii, nie może tego znieść i postanawia odbić siostrze Henryka za wszelką cenę...

"- Musisz postępować tak, by odnosił wrażenie, że to on jest panem sytuacji. Daj mu się ścigać, lecz sama nigdy go nie goń. W sytuacjach takich jak ta przed chwilą, kiedy możesz zrobić krok w jego stronę lub uciec, zawsze uciekaj (...), lecz nigdy tak, by nie mógł cię złapać".

Pani Gregory bardzo przyjemnie zaskoczyła mnie swoją jedyną książką obyczajową pt.: "Dom cudzych marzeń" (recenzja TUTAJ), więc zdecydowałam się sięgnąć w końcu po którąś z jej historycznych powieści, z których przecież słynie. Wybór padł na zachwalane wszędzie "Kochanice króla", które zachęcały mnie do siebie ciekawą tematyką i pochlebnymi opiniami. Spodziewałam się czegoś na naprawdę wysokim poziomie. I jak najbardziej wysoki poziom dostałam.

Wielu ludzi od książek historycznych odrzuca język - dziwny, nieciekawy, pełen obcych nam zwrotów i wyrażeń. Z drugiej strony powieść o tej tematyce kompletnie pozbawiona stylizacji językowej z miejsca traci cały klimat epoki. Autorka jednak bardzo wdzięcznie wybrnęła z tego problemu. Owszem, język jest stylizowany (w końcu książka jest napisana w narracji pierwszoosobowej), a mimo to już po kilku stronach całkowicie przyzwyczajamy się do niego, ba, mamy wrażenie, że sami moglibyśmy tak mówić. Staje się on dla nas zupełnie naturalny i wiemy, że żaden inny styl nie oddałby realiów szesnastowiecznej Anglii w tak dobry sposób.

"Kochanice króla" zabierają nas na dwór królewski - miejsce pełne fałszu, plotek i kłamstw, w którym lista Twoich wrogów i sprzymierzeńców zmienia się jak w kalejdoskopie, w zależności od Twojej aktualnej pozycji. Każdy jest czujny, każdy każdego uważnie obserwuje, czekając tylko na swoją szansę na zjednanie sobie przychylności króla. Tutaj każdy gest, każde spojrzenie, każdy ruch i każde drgnienie powieki jest dokładnie przemyślane, by zrobić na Henryku jak największe wrażenie. Nikt nie może okazywać słabości czy złego humoru, a już szczególnie niewiasty, które zawsze mają być piękne i nieskazitelne, gotowe zabawiać króla rozmową, tańcem, śpiewem... i nie tylko. Autorka doskonale oddała klimat szesnastowiecznego angielskiego dworu, nieustającą walkę o względy króla, dworskie rozrywki i tę wszechobecną grę pozorów.

Jednak największą zaletą pozostają bezsprzecznie skomplikowane relacje pomiędzy siostrami Boleyn. Mało kto potrafi przedstawić taką nietypową mieszankę uczuć w tak niesamowity sposób. Jest tu wielka miłość i przywiązanie, ale również nienawiść, zazdrość, mściwość. Anna i Maria nieustannie rywalizują - o szacunek rodziny, o uwagę mężczyzn, o miłość ich brata, o wpływy na dworze czy w końcu o uczucie samego Henryka. Obie siostry znacznie różnią się od siebie charakterem, podejmują różne decyzje, inne sprawy stawiają na pierwszym miejscu. Maria to osoba spokojna, pełna wdzięku, z początku również nieco naiwna. Annę cechuje inteligencja, przebiegłość, niepohamowana ambicja i gwałtowność. Podczas gdy młodsza siostra jest raczej pionkiem w rękach krewnych, Anna bierze swój los we własne ręce. Przez całą książkę obie bohaterki intensywnie zmieniają się na naszych oczach. Maria traci swoją naiwność, zaczyna rozumieć, jak miałka jest dworska rzeczywistość i stopniowo dostrzega, co w życiu jest najważniejsze. Odnajduje też w sobie siłę, by walczyć o tych, których kocha. Anna, wspinając się na szczyty władzy, traci wszelkie skrupuły i by dać Henrykowi następcę tronu, gotowa jest uciec się do każdego, nawet najbardziej niemoralnego czynu.

"W byciu nikim ważnym nie ma nic złego".

"Kochanice króla" to genialna, wciągająca, przepełniona emocjami po brzegi opowieść. Jej czytanie było dla mnie wspaniałym doświadczeniem, a akcja, mimo iż, toczy się raczej powoli, wciągnęła mnie bez reszty. Muszę jednak przyznać, że fragmenty poświęcone miłości Marii i Stafforda oraz pobytach na wsi tej pierwszej bywały nieco nudnawe, zwłaszcza w porównaniu z zepsutym, pełnym zakłamania, ale przecież także niezwykle fascynującym życiem dworskim. Tych fragmentów jest jednak stosunkowo niewiele i nie wpływają one znacząco na jakość całej książki.

Zdecydowanie polecam, autorka po raz kolejny udowodniła, że jest wspaniałą pisarką, która równie dobrze odnajduje się zarówno we współczesności, jak i w realiach historycznych. Pozycja ta będzie idealna dla każdego, kto ceni dobre pióro, dopracowane postacie i klimat szesnastowiecznej Anglii. Poleciłabym ją także osobom uprzedzonym do powieści historycznych, by pokazać im, że ten gatunek również ma sporo do zaoferowania, a historia wcale nie równa się nudzie.

poniedziałek, 19 maja 2014

11. "Ostatni Olimpijczyk" - Rick Riordan

Tytuł: "Ostatni Olimpijczyk"
Autor: Rick Riordan
Wydawnictwo: Galeria książki
Liczba stron: 376
Data zakończenia czytania: 13.03.2014 r.
Ocena: 8/10




Czy kiedykolwiek czułeś, że jesteś inny od reszty? Przytrafiały Ci się dziwne, nieprzewidywalne, często niebezpieczne wydarzenia? Czy jeden z Twoich rodziców od zawsze był w Twoim życiu nieobecny, a Ty nigdy go nie poznałeś? Czy stwierdzono u Ciebie dysleksję albo ADHD? Jeśli na większość tych pytań odpowiedziałeś "tak"... strzeż się. Być może nic nie jest takie, jakie Ci się wydaje. I być może znaczysz więcej, niż kiedykolwiek mógłbyś przypuszczać.

Nie jest dobrze. Bogowie są zajęci walką z Tyfonem, a Olimp pozostaje bez obrony. Percy'emu i Beckendorfowi udało się wprawdzie zatopić Księżniczkę Andromedę, ale Kronos staje się coraz silniejszy, a do jego armii przyłącza się coraz więcej potworów i herosów. Jackson decyduje się kąpiel w Styksie, która zapewnia mu siłę równą Achillesowi, ale nie obejdzie się też bez słynnej achillesowej pięty. Herosi będą zmuszeni bronić Olimpu przed armią Kronosa. Jest ich niewiele, są zmęczeni i nie mają siły do walki, a na dodatek domek Aresa odmówił udziału w bitwie. Wiedzą też, że wśród nich znajduje się zdrajca. Jak mają wygrać, skoro są skazani tylko na siebie? Jakie zasadzki zastawi na nich Kronos? I o co chodzi z tą przepowiednią związaną z szesnastymi urodzinami Percy'ego?

To już piąty i ostatni tom bestsellerowego cyklu o Percym Jacksonie. Świadomość zbliżającego się końca napełniła mnie smutkiem. Spędziłam z książkami pana Riordana tyle wspaniałych chwil - razem z bohaterami śmiałam się, walczyłam z potworami, rozwiązywałam zagadki i zagłębiałam się w zawiłości greckiej mitologii. Pokochałam jego prosty, ale za to bardzo wciągający język, jego zaraźliwe poczucie humoru i to, jak z przymrużeniem oka pokazywał nam nowe oblicza starych jak świat bóstw. Autor z każdym kolejnym tomem uzmysławia mi, że wcale nie znam mitów tak dobrze, jak mi się wydawało, ale robi to tak subtelnie i z wdziękiem, że wszystko mu wybaczam. Lekturę "Ostatniego Olimpijczyka" starałam się jak najbardziej przedłużać, co sporo mnie kosztowało, bo najchętniej pochłonęłabym ją na raz. Częściowo mi się udało, chociaż i tak uważam, że jego książki są za krótkie - czyta się je tak szybko i przyjemnie, że 300 stron ucieka nam w wręcz zastraszającym tempie.

Główni bohaterowie są w gruncie rzeczy całkiem zwyczajni, podobnych ludzi codziennie spotykamy na ulicach. Nie mają rozbudowanych portretów psychologicznych, to nie ten typ, ale są szalenie sympatyczni i od początku budzą w czytelniku pozytywne emocje. Jest i wątek miłosny, który wyjątkowo mi się podobał. Uczucie między bohaterami rozwija się powoli, w naturalny sposób miłość ewoluuje z przyjaźni. Nie wyczuwa się w nim żadnej sztuczności, naciągania, nie dostaniemy też przesłodzonych i wymuszonych scen miłosnych, które coraz częściej widuję w książkach młodzieżowych. Pamiętajcie jednak o tym, że jest to wątek raczej poboczny, więc nie ma co liczyć na wielki i niesamowity romans. Nie w tej książce.

Bardzo, naprawdę bardzo, lubię cały ten cykl, jednak mam wrażenie, że "Ostatni Olimpijczyk" był nieco gorszy od poprzednich części. Brakowało mi trochę napięcia podczas walk, miałam wrażenie, że bohaterom wszystko przychodzi wyjątkowo łatwo, bez większego trudu. Wydaje mi się, że w pozostałych tomach było więcej niepewności i choć i tak doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że w ogólnym rozrachunku wygrają, nie było to aż takie oczywiste.

Jednak pomimo tego lektura ostatniej części cyklu o Percym Jacksonie była dla mnie wspaniałą przygodą, a wszystkie pięć tomów wspominam naprawdę dobrze. Zazwyczaj nie czytam książek ze względu na autorów (dotyczy to nawet twórców moich ulubionych dzieł), ale dla pana Riordana zamierzam zrobić wyjątek, gdyż planuję przeczytać każdą książkę, jaka wyszła i w przyszłości wyjdzie spod jego pióra. A Wam naprawdę polecam cały cykl, mam nadzieję, że będziecie się przy nim bawić równie dobrze jak ja.

piątek, 16 maja 2014

10. "Dom cudzych marzeń" - Philippa Gregory

Tytuł: "Dom cudzych marzeń"
Autor: Philippa Gregory
Wydawnictwo: Książnica
Liczba stron: 376
Data zakończenia czytania: 08.03.2014 r.
Ocena: 7/10




Zapewne znacie Philippę Gregory jako autorkę licznych książek historycznych, m. in. słynnego cyklu o Henryku VIII i jego sześciu żonach. Ja już od dłuższego czasu chciałam się z nią zapoznać i kiedy w bibliotece okazało się, że akurat jedna jej książka jest na stanie, wzięłam ją, nawet bez czytania opisu. Dopiero w domu zauważyłam, że trafiłam akurat na jej jedyną współczesną powieść obyczajową.

Rodzice Ruth zmarli, gdy ona była jeszcze dzieckiem. Od tamtej pory zawsze czuła się samotna i niechciana. Kiedy poznała Patricka i jego rodziców, myślała, że w końcu znalazła kogoś, kto w pełni ją zaakceptował i przyjął do rodziny. Nie dostrzegała, że teściowie traktują ją jak zło koniecznie i sprytnie manipulują, by ich syn stale znajdował się pod ich wpływem. Bez swojej zgody została matką, a potem popadła w depresję poporodową. Nie do końca radziła sobie z wychowaniem synka, w czym teściowie upatrywali swoją szansę. Wysłali ją do ośrodka leczącego problemy psychiczne, licząc na to, że już się jej pozbyli. Ale Ruth odnalazła w sobie siłę, by wyjść z choroby. Odnalazła w sobie siłę, by walczyć o swojego męża i dziecko.

Teściowa - bohaterka licznych kawałów, z reguły przedstawiana jako zrzędliwa i złośliwa jednostka, silnie przekonana, że żaden człowiek nie jest wystarczająco dobry dla jej dziecka. Elizabeth pozornie zupełnie nie pasuje do tego opisu. To zaradna gospodyni domowa, która wydaje się być całkiem miłą, troskliwą i uczynną osobą. Ale to tylko pozory. Za jej uśmiechami, troską i chęcią do pomocy kryje się silna chęć kontroli i niemożność pogodzenia się z usamodzielnieniem syna. Nie żeby Patrickowi to przeszkadzało. Bardzo chętnie jeździ do mamusi na obiadki, godzi się na jej ciągłe wtrącanie się w jego małżeństwo, a we wszelkich sporach zawsze bierze stronę rodziców. Lubi, kiedy ktoś robi wszystko za niego i nie widzi w tym właściwie nic niestosownego. Ruth, osoba spokojna, uległa i nieco naiwna, początkowo również godzi się na ingerowanie teściowej w swoje życie. Dopiero po przejściu terapii zaczyna dostrzegać fałszywość Elizabeth. Staje się silną i zdeterminowaną kobietą, która nie cofnie się przed niczym, by nie utracić swojego dziecka.

Pani Gregory genialnie przedstawiła wszystkie drobne potyczki między Ruth i Elizabeth, silny wpływ tej drugiej na syna, męża i początkowo także Ruth oraz trudności, jakie napotkała młoda synowa, próbując się jej przeciwstawić. Autorka pokazuje nam, że ustawiczna kontrola rodziców nad dorosłym już dzieckiem i wnukiem nie prowadzi do niczego dobrego. I to właśnie my musimy nauczyć się stawiać granice. Musimy nauczyć się mówić im "nie", gdy próbują podejmować decyzje za nas, nawet jeśli wydaje nam się, że oni chcą tylko pomóc. Wsparcie rodziny jest bardzo ważne i potrzebne, ale gdy zaczyna ona kierować naszym życiem i ingerować w najosobistsze sprawy, nie możemy tego tolerować.

Niewiele książek budziło we mnie tak silne emocje. Byłam wściekła na Elizabeth i jej męża  za podłość z jaką traktowali i wykorzystywali słabość Ruth, na Patricka za brak wsparcia w stosunku do swojej żony, z kolei Ruth denerwowała mnie swoja naiwnością. Aż dziw, że autorce udało się zawrzeć tyle napięcia i niepokoju pośród zwykłych, codziennych dni. Razem z główną bohaterką odczuwamy jej bezsilność, razem z nią popadamy z zobojętnienie, a potem kibicujemy jej w tej trudnej i niewyrównanej walce o własną rodzinę.

Pani Gregory wspaniale przedstawia wszelkie uczucia i emocje bohaterów, a każdy z nich jest inny, prawdziwy i dopracowany. Możemy ich lubić albo nie lubić, ale żadna z postaci nie pozostawia nas obojętnymi. Autorka pisze w sposób bardzo wciągający, osobiście przeczytałam tę, wcale nie tak krótką, książkę jedynie w dwa dni. Nie sądziłam, że tak mnie zainteresuje historia Ruth, początkowo bałam się nawet, że nie znajdę w niej nic ciekawego. Cieszę się, że się myliłam. Jedyną rzeczą, która mi się nie podobała, było zakończenie. Miałam wrażenie, że autorka sama za bardzo nie wiedziała, jak powinna skończyć tę opowieść, więc zdecydowała się na wprawdzie niespodziewane, ale również wyjątkowo nierealistyczne zakończenie.

Mimo to zdecydowanie polecam. To naprawdę godna uwagi powieść obyczajowa. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz autorka weźmie się za ten gatunek, bo naprawdę radzi w nim sobie znakomicie.

poniedziałek, 12 maja 2014

9. "Plotkara 3. Chcę tylko wszystkiego" - Cecily von Ziegesar + praskie zdjęcia

Tytuł: "Plotkara 3. Chcę tylko wszystkiego"
Autor: Cecily von Ziegesar
Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 224
Data zakończenia czytania: 06.03.2014 r.
Ocena: 5/10




Wśród tych niewątpliwie ambitnych dzieł, pojawiających się ostatnio na moim blogu, "Plotkara" wygląda śmiesznie. Jednak Kapuściński, Lem czy Lee choć są z pewnością niezwykłymi i wartymi przeczytania autorami, wymagają od czytelnika pełnego skupienia i zaangażowania. Dodajcie do tego naukę do konkursu, sprawdziany i stres z tym wszystkim związany, a zrozumiecie, że potrzebowałam przerwy i odprężenia. Nikogo więc nie zdziwi, co po tym wszystkim postanowiłam. A mianowicie postanowiłam wysłać mój mózg na wakacje.

Zbliża się Boże Narodzenie, a na Upper East Street zabawa ciągle trwa! Blair jest, delikatnie mówiąc, wściekła, bo jej wieloletni chłopak Nate nad jej elegancję i styl przełożył obfity biust dziewiątoklasistki Jenny. Oni jednak wydają się całkiem szczęśliwi. Dan jest w kropce. Chciałby pisać wiersze o seksie, ale nie może, bo ciągle jest prawiczkiem. Jego dziewczyna Victoria próbuje go zaciągnąć do łóżka, nie rozumiejąc jego romantycznego wyobrażenia o pierwszym razie. A Serena? Serena gwiżdże na to wszystko! Udało jej się rozkochać w sobie wielką gwiazdę rocka Flowa, choć ona nie traktuje go zbyt poważnie. Nasza blond piękność chce się przecież tylko dobrze bawić.

Zajeżdża trochę taką "Modą na sukces", nie? W sumie to porównanie jest dosyć trafne, choć nieco przesadzone, bo o ile pierwsze dwie części "Plotkary" były jeszcze w miarę ciekawe, o tyle ta jest już jedynie odmóżdżaczem w najczystszej postaci. Bohaterowie chodzą po galeriach, przeglądając ubrania w luksusowych sklepach, kłócą się, całują lub opalają topless na gorącej plaży. Właściwie to nic szczególnego czy niesamowitego się tutaj nie dzieje. W którejś opinii przeczytałam, że cała fabuła jest bardzo serialowa i przyznaję pełną rację tej osobie. Akcja powoli sobie płynie, a my płyniemy sobie razem z nią, nawet w najmniejszym stopniu nie wysilając szarych komórek. "Plotkara" nie usiłuje udawać, że jest ambitna i głęboka. Nie, ona jest po prostu lekka i niewymagająca, a to jedyne czego oczekuję, kiedy wysyłam mój mózg na wakacje.
Autorka zabiera nas do świata bogatych, nowojorskich nastolatków, do świata, w którym markowe ubrania, narkotyki, seks i imprezy do białego rana nie są niczym wyjątkowym. Trzeba przyznać, że bardzo dobrze udało jej się wykreować ten nietypowy, luksusowy, amerykański klimat, który towarzyszy nam przez całą książkę. Bohaterowie są, owszem, płytcy, mają głupie, w większości wyimaginowane, problemy, ale kogo to obchodzi? Są za to świetnie zarysowani, różnorodni i interesujący, więcej mi nie potrzeba. Cała narracja została bardzo zgrabnie poprowadzona, wszystko do siebie pasuje, nic nam nie zgrzyta i chociaż tak naprawdę akcja nie gna jak szalona, jest to pozycja w jakiś sposób ciekawa. Idealnie się nadaje jako przerywnik między poważniejszymi lekturami i tak też właśnie ją traktuję. Zero wartości, czysta rozrywka. W tym sprawdza się doskonale.

Trzecia część "Plotkary" nie jest ani dobra, ani zła - jest najzwyczajniej w świecie przeciętna, a przy okazji odpręża, nic od nas nie wymagając. Nie wiem, czy sięgnę po następną, być może zrobię to, gdy znów będę potrzebowała odpoczynku. W żadnym razie nie jest to pozycja obowiązkowa, ale możecie po nią sięgnąć, jeśli tak jak ja planujecie wysłać mózg na wakacje.
_______________
Tak jak obiecałam, dzisiaj wstawiam zdjęcia z Czech. To całkowita amatorszczyzna robiona przez moją przyjaciółkę (oczywiście, nie miałam aparatu :D), ale mam nadzieję, że się Wam spodoba.



Powyższe wykonane w Skalnym Miasteczku - sporo chodzenia było, ale jakie tam jest świeże powietrze! 


A taki oto widoczek miałam z okna ;) Nocowaliśmy po polskiej stronie w Kudowie Zdrój.


Piękna panorama Pragi.


Również w Pradze.


W Pradze, w słynnej Złotej Uliczce.

Wiem, że nie jest ich zbyt dużo, ale to miał tylko taki mały bonusik. Swoją drogą, Praga jest niesamowita i planuję pojechać tam jeszcze, tym razem sama - ze szkołą to jednak zawsze inaczej, a samemu możesz na spokojnie, ile Ci się podoba.
Pozdrawiam!

czwartek, 8 maja 2014

8. "Zabójstwo Rogera Ackroyda" - Agata Christie

Tytuł: "Zabójstwo Rogera Ackroyda"
Autor: Agata Christie
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 270
Data zakończenia czytania: 03.03.2014 r.
Ocena: 7/10




Z pewnością znacie Sherlocka Holmesa. Postać ta na stałe zapisała się w naszej kulturze i nawet ktoś kompletnie nieobeznany z literaturą ma przynajmniej mgliste pojęcie o tym bohaterze. Dzisiaj jednak chciałabym przedstawić Wam innego, niemniej ciekawego, choć zdecydowanie mniej popularnego detektywa - Herkulesa Poirota, bohatera ponad 30 książek Agaty Christie.

Pani Ferrars umarła we śnie przez przypadkowe przedawkowanie leku na bezsenność. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jej mąż-pijak zmarł stosunkowo niedługo wcześniej, a niektórzy podejrzewali jego żonę o otrucie. Czyżby poczucie winy? Lecz gdy następnego dnia jej bliski przyjaciel Ackroyd zostaje zamordowany, sprawa przybiera nieoczekiwany obrót. I jedyną osobą, która jest w stanie dociec prawdy, okazuje niepozorny, choć bardzo sławny detektyw Herkules Poirot.

Agata Christie jest w blogosferze wręcz uwielbiana. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z naprawdę niepochlebną opinią odnośnie jej książek czy stylu pisania. Do tej pory znałam tę autorkę jedynie ze zbioru opowiadań, pt. "Dwanaście prac Herkulesa". Był dobry, ale nie zachwycił mnie i teraz większości z tych opowiadań nawet nie pamiętam. Jednak na konkursie stwierdzili, że powinnam znać jakiś przykładowy kryminał i tak oto na mojej półce pojawiło się "Zabójstwo Rogera Acroyda".
Narracja prowadzona jest z perspektywy doktora Stepparda, jedynego lekarza w King's Abbot, niewielkiej angielskiej prowincji. Jest to człowiek spokojny, inteligentny, trochę na dystans, a sposób pisania doskonale odzwierciedla te jego cechy. Autorka nie zamęcza nas skomplikowanym językiem, jest on w gruncie rzeczy dość prosty, ale przyjemny w odbiorze i pozbawiony banalności. Idealny dla tego typu powieści.
Pani Christie z wyjątkową lekkością kreśli sylwetki występujących w tej książce bohaterów, dzięki czemu każdy z nich w jakiś sposób się wyróżnia, a nam łatwiej ich wszystkich zapamiętać. W tym miejscu warto krótko nakreślić postać naszego detektywa, który jest tutaj osobistością zdecydowanie najciekawszą. Mały Belg ze swoją jajowatą głową, idealnym ubiorem, nienagannymi manierami, przekonany o własnym sprycie i inteligencji (tutaj akurat ma rację), jest postacią sympatyczną i poczciwą, budzącą w czytelniku same pozytywne emocje. Naprawdę go polubiłam, choć muszę przyznać, że palmę pierwszeństwa nadal dzierży u mnie Sherlock - może dlatego, że mieszkaniec Baker Street wcale nie jest sympatyczny, ale za to mnie fascynuje? Chyba tak. Mam słabość do takich trudnych charakterów.
Niesamowite jest to, jak z kilku pozornie błahych poszlak Poirot potrafi odtworzyć całe wydarzenie, podczas gdy czytelnik nawet wytężając mózgownicę ze wszystkich sił, nie zbliża się do rozwiązania ani trochę. A jednak autorka jest z nami uczciwa, bo znamy doskonale każdą wskazówkę, każdy motyw i wszystkie aspekty śledztwa (wszak doktor Stepperd pełni tutaj funkcję takiego Watsona Poirota). Jak to było ze mną? Cóż, mimo że kryminały i wszelkiego rodzaju powieści detektywistyczne czytam dosyć rzadko, udało mi się odkryć, kim był morderca. Lecz będę z Wami szczera - odkrycie to wcale nie wynikało z mojej genialności, ale z przekory. Wytypowałam sprawcę na zasadzie "będę oryginalna, to on", ale tak naprawdę za moim wyborem nie stały żadne racjonalne podstawy. Jednak moje przypuszczenia, których wcale nie byłam taka pewna, w najmniejszym stopniu nie przeszkadzały mi cieszyć się tą lekturą.
Właściwie mogę tej powieści wytknąć tylko jedną, drobną wadę, która nie ma dużego wpływu na jej odbiór. Otóż, miałam wrażenie, że bohaterowie zachowywali się momentami zbyt teatralnie. Parker na widok martwego ciała swojego pracodawcy ociera drżącą ręką pot z czoła, a Flora na wieść o jego śmierci efektownie mdleje. Podobne zachowania przewijają się w książce jeszcze kilkakrotnie, ale nie na tyle często, by nam przeszkadzać.
"Zabójstwo Rogera Ackroyda" podobało mi się dużo bardziej niż "Dwanaście prac Herkulesa". To naprawdę dobra, ciekawa i satysfakcjonująca lektura, choć nie budzi we mnie większych emocji. Polubiłam styl pani Christie i mimo że nie stała się moją ulubioną autorką, jestem pewna, że jeszcze niejedna jej książka przede mną.

Polecam wielbicielom klasycznych kryminałów, Agaty Christie, Sherlocka Holmesa, a także wszystkim, którzy mają ochotę na kilka godzin wyśmienitej rozrywki. Nie pożałujecie.
___________
Nie było mnie tu przez dwa dni - zwiedzałam Czechy, w tym Pragę, powinnam dodać jakieś zdjęcia w następnej notce. Ostatnio przekroczyłam również 1000 odwiedzeń - bardzo Wam wszystkim dziękuję!
Pozdrawiam ciepło.

sobota, 3 maja 2014

7. "Bajki robotów" - Stanisław Lem

Tytuł: "Bajki robotów"
Autor: Stanisław Lem
Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza
Liczba stron: 187
Data zakończenia czytania: 01.03.2014 r.
Ocena: 4/10



Chodź, opowiem Ci bajkę. Jedną, dwie, może trochę więcej. Chodź, chodź, opowiem Ci bajki, o jakich nigdy nie słyszałeś. Chodź, opowiem Ci bajkę o elektrycerzach, o królu Murdasie, o groźnych maszynach, o przygodach Trurla i Klapaucjusza. Chodź, a opowiem Ci, dlaczego nie ma już pciem i murkwi. Chodź, chodź ze mną...

"Bajki robotów" to zbiór piętnastu niedługich opowiadań, utrzymanych w konwencji baśniowej z tą drobną różnicą, że zamiast ludzi mamy tutaj roboty i wszelkiego rodzaju maszyny. Zatem spotkamy wspomnianych wyżej elektrycerzy, królewnę Elektrinę, maszynę cyfrową, co ze smokiem walczyła i wiele, wiele innych. Na początku chciałam Wam króciutko opisać każde z tych opowiadań, ale szczerze? Większości już nawet nie pamiętam. Dlaczego? O tym za chwilę.

Stanisław Lem to pisarz powszechnie znany i ceniony, jeden z najczęściej tłumaczonych polskich autorów. Zasłynął jako twórca literatury science-fiction, za którą, prawdę mówiąc, nie przepadam. Jednak była to kolejna z moich konkursowych lektur i choć najchętniej trzymałabym się od tej książki z daleka, skoro już szczęśliwie udało mi się pominąć jej omawianie w szóstej klasie, musiałam się z nią zapoznać.
Ja naprawdę rozumiem, że Lem w swoich czasach pisał bardzo nowocześnie, że wszystkie jego bajki mają morał, że w swoim gatunku ta książka jest wielkim fenomenem, że to już klasyka i tak dalej. Ale co z tego, skoro jej czytanie było dla mnie drogą przez mękę? Nie wyobrażam sobie przebrnąć przez to w podstawówce, prędzej bym tam umarła. Kończę gimnazjum, a ledwo to przetrwałam. No, to co w tych bajkach takiego strasznego? Opisy. Szczegółowe opisy atomów, cząsteczek, ich połączeń, maszyn, metali i tym podobnych. Nuda przechodzi w nowy wymiar. A szkoda, bo sam pomysł był naprawdę ciekawy, większość z tych bajek miała spory potencjał. Jednak cały ich sens gdzieś nam umyka, przytłoczony przez wspomniane wyżej opisy, często rozciągnięte na kilka dobrych stron.
Na szczęście nie ze wszystkimi było tak źle, choć te przyjemniejsze opowiadania pojawiły się dopiero gdzieś pod koniec. Szczególnie dobrze wspominam "Przyjaciela Automateusza" oraz teksty poświęcone Trurlowi i Klapaucjuszowi. Jednak to, niestety, nie wystarczyło, bym zmieniła swoje zdanie o tym utworze. Myślę, że to po prostu nie była pozycja dla mnie. Nigdy nie lubiłam science-fiction, fizyka mnie nudzi i mogę wymienić milion ciekawszych tematów niż neutrony. Naprawdę doceniam inteligencję i oryginalność Lema, ale wolę ją doceniać... mniej bezpośrednio.


Nie lubisz s-f? To raczej się z Lemem nie dogadasz, możesz mi wierzyć. Lubisz taką literaturę? W takim razie na pewno prędzej czy później po "Bajki..." sięgniesz, to w końcu znana na całym świecie klasyka gatunku i do tego napisana przez Polaka! Zatem decyzję pozostawiam Tobie i Twoim preferencjom czytelniczym. Wierzę, że najlepszego wyboru dokonasz sam.