czwartek, 25 września 2014

27. "Ronja, córka zbójnika" - Astrid Lindgren

Tytuł: "Ronja, córka zbójnika"
Autor: Astrid Lindgren
Wydawnictwo: POLITYKA Spółdzielnia Pracy
Liczba stron: 200
Data zakończenia czytania: 12.06.2014 r.
Ocena: 8/10




Byliście kiedyś w lesie? Och, co za głupie pytanie, oczywiście, że byliście. Chyba każdy człowiek chociaż raz odwiedził takie miejsce. Nie bywam tam często, nie jestem miłośniczką przyrody, ale zawsze widziałam w lesie coś magicznego. Gdy jesteś sam, ta przestrzeń wydaje Ci się taka intymna, choć nie jest Twoja i nigdy tak naprawdę nie będzie. Jest coś niesamowitego w tym spokoju, w tej absolutnej ciszy, która Cię otacza, gdy tylko choć na chwilę nadstawisz ucha. To cisza, która tylko wydaje się ciszą, na którą składa się szereg dźwięków tak naturalnych, że dla nas są one właściwie niesłyszalne. Jest coś niesamowitego w tym zielonym gąszczu, który Cię otacza, w tych roślinach pnących się, żywych, wolnych. To chaos, który tylko wydaje się chaosem, bo tak naprawdę każda roślina ma swoje własne miejsce. Jest coś niesamowitego w zwierzętach, które nie są ludzkim podnóżkiem, które żyją, rozmnażają się i giną, wciąż od nowa powtarzając ten sam cykl. Cykl, który tylko wydaje się okrutny i pozbawiony uczuć, bo tak naprawdę jest to życie zbyt piękne dla nas w swej prostocie, zbyt proste dla nas, którzy wiecznie kombinujemy, wahamy się, drążymy. Byliście kiedyś w lesie, prawda? A więc posłuchajcie...

Pewnej, burzowej nocy w starym, kamiennym zamku na świat przyszła dziewczynka. Nie była to jednak zwykła dziewczynka. Ronja, bo takie właśnie imię wybrała dla niej matka, była córką Mattisa, herszta zbójeckiej bandy. Urodziła się w lesie, a las stał się jej domem. Od najmłodszych lat odkrywała wszystkie jego zakamarki i tajemnice. Kiedy pojawia się w jej życiu Birk, syn herszta wrogich zbójców, zaczyna poznawać las na nowo i odkrywa w sobie coś, czego wcześniej nie potrafiła dostrzec. Jednak ta przyjaźń budzi sprzeciw obu zatwardziałych w uporze zbójców. Czy dwójce dzieci uda się pogodzić zwaśnione strony?

"Ronja...", jak wiele innych książek, opowiada o miłości. Tak, tak, o miłości, znowu o miłości. Miłość tu, miłość tam... To uczucie pojawia się wszędzie, jest przedstawiane na wszelkie sposoby i ciężko w tym natłoku znaleźć coś naprawdę dobrego. A jednak czasami nam się to udaje i w tym wypadku zdecydowanie się udało. Miłość w "Ronji..." jest przedstawiona jako piękna, siostrzano-braterska więź między dwojgiem dzieci, która pojawiła się gdzieś po drodze, przypadkiem wyrosła z niechęci i nadała ich życiu zupełnie nowe znaczenie. Mówić o miłości nie trzeba górnolotnie i pani Lindgren wcale tego nie próbuje. To właśnie w prostocie i naturalności tego uczucia tkwi jego siła. Autorka nie sili się na też oryginalność i wcale nie musi, bo przedstawiła odgrzewany pomysł w tak wyjątkowy sposób, że niejeden pisarz mógłby jej pozazdrościć.

Szczególną rolę w tej książce pełni las. Pani Lindgren napisała ją z tęsknoty za dziką przyrodą i to czuć na każdej stronie tej niezwykłej pozycji. Las tworzy tutaj niesamowity klimat, otacza nas ze wszystkich stron, jest wręcz namacalny, wręcz czujemy zapach sosnowych igieł. Ale bywa on również groźny, kryje w sobie wiele tajemniczych stworzeń, a zimą staje się zbyt niebezpieczny, by za długo w nim przebywać. Las jest żywy, jest piękny, jest jednym z bohaterów tej książki, wcale nie gorszym od reszty. Wielkie, wielkie brawa za klimat, autorko. Czułam się, jakbym tam była i żałowałam, że naprawdę nie jestem.

Polubiłam Ronję, polubiłam Birka, zbójców, właściwie każdego z bohaterów. Szczególną sympatię budziły we mnie sceny z udziałem całej zbójeckiej bandy Mattisa - były rozbrajające. Ronja jest silną dziewczynką, wychowaną w dziczy, przez to bardzo bezpośrednią, ciekawą życia i świata. Kocha las i jest z nim nierozerwalnie związana, jest jego częścią, a las jej częścią niej. Właściwie każda postać należy do tego miejsca i wydaje nam się, że nie ma nic poza nim. I dobrze, tak ma być, wszystko jest w porządku.


Jak najbardziej polecam, uważam, że powinno ją przeczytać każde dziecko oraz każdy dorosły, który potrafi choć trochę jeszcze czuć jak dziecko. W natłoku fantastyki i obyczajówek nie zapominajmy o literaturze dziecięcej, która nas przecież ukształtowała i kształtuje do dziś. „Ronja…” to prawdziwa i wyjątkowa opowieść, która zasługuje na to, by o niej pamiętać, która zasługuje na to, by czytać ją niejednokrotnie, którą jeszcze raz serdecznie polecam każdemu. To jedna z tych książek, które zostają w pamięci na bardzo długo.
______________________
Wybaczcie mi tak długą nieobecność, ale nowa szkoła i pewne inne aspekty nie dawały mi na pisanie aż tyle czasu, ile potrzebowałam. Na dodatek, kiedy już miałam trochę czasu, dopadły mnie jakieś problemy z programem do zapisywania tekstu, co znowu przedłużyło dodanie tej recenzji o kolejnych kilka dni. Ale w końcu jest i mam nadzieję, że kolejna pojawi się już niedługo.

Pozdrawiam ciepło! :)

Nala

czwartek, 4 września 2014

26. "Pretty Little Liars. Bez skazy" - Sara Shepard

Tytuł: "Pretty Little Liars. Bez skazy"
Autor: Sara Shepard
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 320
Data zakończenia czytania: 05.06.2014 r.
Ocena: 8/10




Dziwny. Są ludzie, których właśnie to słowo opisuje najlepiej. Zazwyczaj nie mają przyjaciół lub ci przyjaciele, podobnie jak oni, odstają od reszty. Trzymają się z boku, ale i tak zawsze zwracają na siebie uwagę, stając się obiektem drwin i plotek. Chodzą własnymi drogami, obserwują Cię z daleka i uśmiechają się paskudnie z niewiadomych przyczyn. Przerażają Cię i to sprawia, że ich nienawidzisz. Nienawidzisz ich, więc ich gnębisz, ale oni się nie uginają, a strach i nienawiść rosną. Rosną, pęcznieją, przemieniają się w coś okropnego. I czasami… prowadzi to do tragedii.

„Tu są sami idealni ludzie, (...) jeśli nie jesteś jednym z nich, to jesteś popaprany. Ale myślę, że w środku, ludzie bez skazy są tak samo popaprani jak my.” 

Do Rosewood powraca Toby, a Toby zwiastuje kłopoty. Dziewczyny nie wiedzą, dlaczego i po co powrócił do miasta, ale jest on powiązany ze sprawą Jenny, a to wystarczy, by sama jego obecność budziła w nich obawy. Tymczasem A. wciąż nie odpuszcza, a jej wiadomości zaczynają brzmieć coraz groźniej. Hanna, Aria, Spencer i Emily muszą odkryć jej tożsamość, zanim będzie za późno. Czy to nagłe pojawienie się Toby’ego może mieć z tym związek?

Pierwszą część cyklu Pretty Little Liars odebrałam pozytywnie i pomimo pewnych zastrzeżeń chciałam go kontynuować. Historia dziewczyn zainteresowała mnie, a tajemnicza A. tylko podsycała mój apetyt zwłaszcza, że tyle spraw zostało jeszcze niewyjaśnionych. Poza tym dostrzegłam w „Kłamczuchach” spory potencjał na dobrą powieść młodzieżową i chciałam się dowiedzieć, czy autorce udało się go w pełni wykorzystać.

„Nie ciesz się za wcześnie. To jeszcze nie koniec.” 

„Bez skazy” zdecydowanie różni się od swojej poprzedniczki – jest to książka dużo mroczniejsza i poważniejsza, zanika nutka podobieństwa do „Plotkary”, a sama A. z osoby, która znalazła sobie wyjątkowo podłą rozrywkę, staje się szantażystką i realnym zagrożeniem. Zaczyna naprawdę grozić dziewczynom i powoli przestaje żartować. Bohaterki cały czas czują na sobie jej wzrok, a czytelnik ma wrażenie, że jest ona wszędzie. Jest przy tym tak nieuchwytna, że momentami wydaje nam się postacią wręcz nierealną, ale wtedy dostajemy namacalny dowód jej obecności i ciarki przechodzą nam po plecach. O tak, atmosfera mroku i niepewności zdecydowanie wychodzi tej książce na lepsze.

Dużym plusem jest również postać Toby’ego, którego bardzo polubiłam, zarówno jako dziwnego chłopaka we wspomnieniach dziewcząt, jak i jako jedną wielką tajemnicę, której nasze bohaterki nie potrafiły rozgryźć. Przyznam się, że liczyłam na jakieś psychopatyczne skłonności, latanie z siekierą za dziewczynami czy coś w tym stylu, ale, niestety, nic takiego tam nie znajdziemy. Jednak mimo to i tak każde pojawienie się Toby’ego sprawia, że nie możemy się oderwać od lektury. Ma w sobie coś naprawdę magnetycznego, a przy tym dużo niejednoznaczności, którą tak kocham, dlatego uważam, że wprowadzenie go było jednym z lepszych pomysłów, na jakie autorka mogła wpaść.

Ale to nie te aspekty sprawiły, że tak wysoko oceniłam tę książkę. Zachwyciła mnie rzecz wyjątkowo prosta, ale za to zaserwowana w sposób tak genialny, że niejeden pisarz mógłby wziąć z Shepard przykład. Mówię tutaj o wyjątkowo dynamicznej akcji – prawie każdy rozdział kończył niesamowicie zaskakująco, ciągle coś się działo, a ja po prostu musiałam, musiałam wiedzieć, co było dalej. Przeczytałam „Bez skazy” w jeden dzień i to w czasie, kiedy naprawdę nie miałam zbyt wiele wolnych chwil, a jednak każdą taką sekundę poświęcałam właśnie tej książce. Niektórzy bagatelizują dynamikę akcji i czasami mają rację, bo kiedy taka akcja jest jedynym atutem lektury, to za bardzo nie ma się czym zachwycać. Jednak w tym wypadku okazała się ona perfekcyjnym dopełnieniem, a autorka naprawdę się poprawiła, tę poprawę czuć na każdej stronie i mam nadzieję, że kolejne części będą tylko lepsze.

„Ale co jeśli... jeśli narrator kłamie? Może opowiada własną, fałszywą wersję, żeby przeciągnąć cię na swoją stronę? Albo żeby cię przestraszyć? A może jest wariatem?”


Zdecydowanie polecam. O ile pierwsza część jest dobra, ale nie zachwyca, o tyle ta naprawdę mnie zaskoczyła i w pełni usatysfakcjonowała. Każdy, kto uwielbia sekrety, szybką akcję i oryginalność, a przy tym wszystkim ma już dość fantastyki i nie boi się literatury młodzieżowej, powinien ją przeczytać, bo bardzo możliwe, że wpasuje się w jego gust. Pani Shepard w pełni wykorzystała kredyt zaufania, który jej dałam, oceniając „Kłamczuchy” i naprawdę liczę na to, że dalej będzie go wykorzystywać w następnych częściach.