niedziela, 29 czerwca 2014

17. "Córka dymu i kości" - Laini Taylor

Tytuł: "Córka dymu i kości"
Autor: Laini Taylor
Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 397
Data zakończenia czytania: 24.04.2014 r.
Ocena: 6/10




Ma nieliczne grono znajomych. Zawsze trzyma się raczej z boku, nie zabiega o kontakty z innymi ludźmi. W szkole nigdy się nie wyróżnia. Nie zaprasza nikogo do domu i potrafi zostawić nas samych w najmniej oczekiwanym momencie, bez żadnych wyjaśnień. Zna wiele języków, nie tylko ludzkich. Twierdzi, że jej niebieskie włosy nie są farbowane. Ma mnóstwo tatuaży i blizn nieznajomego pochodzenia. Jej szkicowniki pełne są półludzkich stworów, o których mówi jak o członkach rodziny. Znacie ją? Wiecie, kim jest? I jaką tajemnicę ukrywa przed światem?

Siedemnastoletnia Karou prowadzi podwójne życie. Dla wszystkich znajomych jest zwykłą, choć może trochę dziwaczną uczennicą szkoły artystycznej w Pradze. Żaden z nich nie zdaje sobie sprawy z istnienia Gdzieś tam i Brimstone’a – tajemniczego Dealera Marzeń, dla którego Karou zdobywa zęby ze wszystkich zakątków świata. Zęby? Po co komu zęby? Tego nie wie nawet sama Karou…
Tymczasem ludzie coraz częściej znajdują na drzwiach wypalone odciski dłoni. Skąd one się tam biorą? Nieliczni twierdzą, że zostawiają je tajemniczy, skrzydlaci nieznajomi.
Serafini. Przybysze z Nieba.

„Dawno, dawno temu anioł i diablica zakochali się w sobie.
Nie skończyło się to dobrze.”


Gdy tylko wzięłam w ręce „Córkę dymu i kości”, od razu rzuciły mi się w oczy te wszystkie pochwały na okładce, które wydawca upchnął dosłownie wszędzie. Nie powiem, zachęciło mnie to, chyba nawet bardziej, niż pochlebne opinie na lubimyczytac.pl. Bo zachwyt nastolatek to jedno, a bycie jedyną powieścią młodzieżową w TOP 10 Amazonu 2011 to już zdecydowanie wyższa półka. Można oczekiwać czegoś naprawdę dobrego, oryginalnego, czegoś naprawdę na poziomie i nie tylko dla spragnionej romansu młodzieży. Można oczekiwać. A to, co się dostanie, to już zupełnie inna sprawa…

Początek był rzeczywiście obiecujący. Pani Taylor ujęła mnie oryginalnym, niebanalnym pomysłem, tak bardzo wyróżniającym się z szeregu innych paranormal romance. Chimery, Gdzieś tam, Dealer Marzeń i jego zlecenia – to wszystko było takie ciekawe, świeże, zupełnie inne od wszelkich znanych mi powieści młodzieżowych. I Karou, tak inna od tych wszystkich ciamajd, buntowniczek i idiotek, którymi autorzy czynią bohaterki tych wszystkich paranormali. Ba, nawet język się wyróżniał. Subtelny, plastyczny, lekki, ale niepozbawiony opisów – po prostu dobry. Szybko okazało się też, że dialogi również są mocną stroną pani Taylor – rozmowy Karou z Zuzanną były genialne!

„- Przysięgam, że z dnia na dzień nienawidzę ludzi coraz bardziej. Wszyscy mnie wkurzają. Jeśli teraz tak jest, to co ze mną będzie, gdy się zestarzeję ?
- Będziesz wredną starą babcią, która strzela z wiatrówki do dzieci na ulicy.
- Nie. Wiatrówka tylko je rozdrażni. Kupię sobie kuszę. Albo bazookę.”


A teraz spróbujcie zgadnąć, co zniszczyło tę, tak świetnie się zapowiadającą, pozycję? Oczywiście, wątek miłosny. Im dłużej zaczytuję się w młodzieżowej fantastyce, tym częściej stwierdzam, że niektórzy pisarze powinni mieć zakaz ich wprowadzania. Mówię absolutnie poważnie. Nie pierwszy raz spotykam się z dobrym pomysłem, zaprzepaszczonym przez nieudolny wątek miłosny. Nie umiesz opisywać autentycznych uczuć? Żaden problem, nie rób tego. A jeśli już bardzo Ci na tym zależy, to zepchnij ten wątek na dalszy plan i nie poświęcaj mu zbyt wiele uwagi. Wszystko byłoby lepsze, niż to, co zaprezentowała nam pani Taylor w tej oto książce.

Wyobraź sobie taką sytuację. Spotykasz niezwykle przystojnego mężczyznę po raz pierwszy. Mężczyzna ten usiłuje Cię zabić zupełnie bez powodu, udaje mu się nawet dotkliwie Cię zranić, jednak Ty cudem ratujesz życie. Co robisz przy drugim spotkaniu? Uciekasz przed nim? Atakujesz go? Obserwujesz z daleka? Nie, no co Ty. Zapraszasz go do domu. Zasypiasz przy nim. Zjadasz z nim śniadanie i zakochujesz się w nim. Logiczne, prawda? Co z tego, że chciał Cię zabić? Przecież jest tak nieziemsko przystojny, a „jego spojrzenie jest jak płonący lont wypalający powietrze między Wami”. Taka prozaiczna sprawa, jak usiłowanie Twojego zabójstwa jest przy tym nic nieznaczącym drobiazgiem.
Serio, pani Taylor? Serio?

Autorka tak mnie tym zdenerwowała, że przez kilka dni (!) trzymałam się od tej książki z daleka. Aż mnie od niej odrzucało. Owszem, dalszy ciąg był już o wiele lepszy. Historia Madrigal była naprawdę ciekawa, a wątek miłosny z jej udziałem – autentyczny. Koniec zaskoczył mnie i gdyby nie wyżej wspomniany minus, z chęcią sięgnęłabym po kolejną część. Myślę, że i tak to zrobię, ale nie mam zamiaru jej szukać. Przeczytam dopiero, jak wpadnie mi w ręce. I na pewno nie w najbliższym czasie, mam lepsze książki do czytania.

„Dawno, dawno temu anioł konał we mgle.
Diablica uklękła nad nim i się uśmiechnęła.”


Ocena jest mimo wszystko dość wysoka, a to ze względu na wymienione w czwartym akapicie zalety oraz całkiem obiecującą końcówkę. Komu polecam? Wielbicielom oryginalnych pomysłów, paranormal romance, lekkiego fantasy, którzy przy tym wszystkim są w stanie przymknąć oko na słaby wątek miłosny. Ci, których wielka miłość znikąd mierzi, powinni trzymać się od tej książki z daleka.

niedziela, 22 czerwca 2014

16. "Pretty Little Liars. Kłamczuchy" - Sara Shepard

Tytuł: "Pretty Little Liars. Kłamczuchy"
Autor: Sara Shepard
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 276
Data zakończenia czytania: 13.04.2014 r.
Ocena: 7/10





Tajemnice – któż z nas ich nie ma? Czasami dotyczą one drobnych, tak naprawdę niewiele znaczących spraw, o których po prostu nie lubimy mówić. Są jednak tajemnice, o których nikt nie powinien się dowiedzieć. Tajemnice, które nigdy nie powinny wyjść na jaw. Jesteśmy gotowi ich strzec.
Aż do śmierci.

Każda dziewczyna chciałaby być taka jak Alison. Ładna, lubiana, charyzmatyczna – prawdziwa gwiazda szkoły w Rosewood. Z niewiadomych względów spośród wszystkich wybrała sobie na przyjaciółki cztery niezbyt popularne dziewczyny – Arię, Spencer, Emily i Hannę. Związała je ze sobą sekretami tak, że choćby chciały, nie mogły odejść. Kiedy więc pewnego wieczoru zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach, dziewczyny pomimo całego żalu i bólu poczuły również ulgę. Teraz ich tajemnice są bezpieczne. Ale… czy na pewno?
Od tamtego wieczoru minęły trzy lata. Aria wraca do Rosewood po dłuższym czasie spędzonym na Islandii. Jest pewna siebie i niezależna, choć nadal wyraźnie różni się od innych. Pierwszego dnia w jednym z barów poznaje intrygującego, młodego mężczyznę – Ezrę. Jednak gdy spotyka go po raz kolejny w niesprzyjających okolicznościach, sprawy zaczynają się komplikować…
Spencer to niesamowicie inteligentna dziewczyna. Ma świetne stopnie i całą masę zajęć pozalekcyjnych. Wciąż jednak czuje się gorsza od swojej starszej siostry Melissy – prymuski i ulubienicy rodziców. Lecz kiedy poznaje jej chłopaka Wrena, nie potrafi o nim zapomnieć. I ma wrażenie, że nie jest w tym osamotniona.
Emily jest urocza, choć trochę nieśmiała. Wszyscy z jej rodziny trenowali pływanie i dziewczyna również poszła w ich ślady. Ma chłopaka Bena, kolegę z drużyny. Prowadzi raczej nudne, ale za to stabilne życie. Wszystko zmienia się, gdy poznaje Mayę, nową sąsiadkę, z którą się zaprzyjaźnia. Ich relacja zaczyna jednak wykraczać poza zwykłą przyjaźń, a Emily nie potrafi się z tym pogodzić.
Hanna już nie jest tą grubą, zakompleksioną dziewczyną, jaką była trzy lata temu. Schudła i teraz to ona jest nową szkolną gwiazdą. Jest ładna, popularna, chodzi z Seanem, jak o tym zawsze marzyła. Nie wszystko jednak jest takie różowe, jak może się wydawać. Hanna coraz częściej wpada w tarapaty, a jej związek zaczyna się psuć. To wystarczy by znów zaczęła czuć się ze sobą źle i wróciła do starych, dobrych sposobów na szybką utratę wagi.
W ciągu tych trzech lat relacje między dziewczynami zdecydowanie się rozluźniły. Już się nie przyjaźnią, nawet nie mówią sobie cześć na korytarzu. Zaczynają jednak dostawać niepokojące wiadomości od tajemniczego A. Ktoś zna ich sekrety. Tajemnice, o których wiedziała jedynie Alison, a także te, o których nie mówiły nikomu.
Kim jest A.? Skąd to wszystko wie? I czy możliwe, że Alison żyje?

„Wciąż tu jestem, suki. I wiem o wszystkim.”

W każdej książce tajemnica pełni ważną rolę. Gdybyśmy wiedzieli o wszystkim od początku, nie byłoby sensu ich czytać. Są jednak takie pozycje, gdzie sekrety są ważniejsze niż w innych. Do takich lektur zalicza się cykl Pretty Little Liars. Tutaj cała fabuła kręci się wokół tajemnic i strachu przed ich ujawnieniem. Sara Shepard miała świetny pomysł na historię i to właśnie pomysł jest jej największym atutem. Idealnie wbiła się w moje gusta. Uwielbiam niepewność, sekrety, intrygi, zaskakujące rozwiązania oraz zabawę w kotka i myszkę z czytelnikiem. Taak, ogólny przebieg fabuły naprawdę przypadł mi do gustu. A jednak, mimo wszystko, jakoś ciężko było mi dać się wciągnąć. Owszem, czytało mi się szybko i przyjemnie, ale kiedy odkładałam ją na bok, nie czułam potrzeby, by od razu do niej wrócić. Było kilka ciekawszych momentów, lecz uważam, że pod tym względem autorka mogła sobie lepiej poradzić.

„Nigdy nie ufaj pięknej dziewczynie z brzydkim sekretem.”

Nasze główne bohaterki są całkiem nieźle wykreowane, to na duży plus, bo w młodzieżówkach ten aspekt często kuleje, a autorzy stawiają na nijakość. Aria, Spencer, Hanna i Emily różnią się między sobą charakterem i problemami (choć czasami bardziej o tych różnicach wiedziałam, niż je wyczuwałam, jeśli wiecie, co mam na myśli), a że rozdziały są przedstawiane naprzemiennie z punktu widzenia każdej z nich, myślę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Wszystkie je łączy jednak tajemniczy A. i wspólna przeszłość, choć na razie dziewczęta trzymają się raczej osobno. Liczę jednak na to, że w kolejnych częściach zjednoczą się, by wspólnie stawić czoła A. Ale wszystko w swoim czasie.

Język jest prosty, młodzieżowy, momentami sarkastyczny i choć takie rozwiązania nie każdemu przypadają do gustu, to uważam, że tutaj idealnie pasował. Pamiętajmy, że w tym przypadku najważniejsza jest fabuła i prawdę mówiąc, nie widzę w tej książce rozbudowanych opisów czy głębokich cytatów. Jak dla mnie byłoby to sztuczne i zupełnie niepotrzebne. Dobrze jest, jak jest.

„Siedzę w domu, piję szkocką i myślę o tobie.”

O ile nie podobało mi się, że historie miłosne Arii i Spencer były do siebie takie podobne, o tyle wątek Emily uważam, że ciekawie skonstruowany. Cieszę się, że autorzy coraz częściej kreują postacie homoseksualne (cenię ten wątek również w Darach anioła), pokazując w ten sposób młodzieży, że tacy ludzie tak naprawdę niczym się od nas nie różnią i że często to oni sami mają najwięcej problemów z zaakceptowaniem własnej orientacji. Powinniśmy zdawać sobie z tego sprawę, niezależnie od poglądów na ten temat. Hanna natomiast jest postacią dobrze się zapowiadającą, czuję, że rozwinie się w następnych częściach.


Polecam tę książkę wszystkim tym, którzy tak jak ja uwielbiają tajemnice, wielbicielom niebanalnych młodzieżówek i każdemu, kto ma ochotę na kilka chwil przedniej rozrywki. „Kłamczuchy” z pewnością spełnią Wasze oczekiwania. Ocena, którą wystawiłam jest nieco zawyżona. Dałam jednak pewien kredyt zaufania autorce i liczę na poprawę w kolejnych częściach.

środa, 18 czerwca 2014

15. "Gringo wśród dzikich plemion" - Wojciech Cejrowski (WPDB)

Tytuł: "Gringo wśród dzikich plemion"
Autor: Wojciech Cejrowski
Wydawnictwo: Bernardinum
Liczba stron: 299
Data zakończenia czytania: 09.04.2014 r.
Ocena: 8/10





Kojarzycie tego nietuzinkowego pana w okularach, który zawsze chodzi w kolorowych, kwiecistych koszulach i już dawno przestał nosić buty? Wyjątkowo kontrowersyjną postać o radykalnych poglądach, ekscentryka prowadzącego program „Boso przez świat”? O Cejrowskim można powiedzieć wiele, zgadzać się z nim czy też nie, ale jednego z pewnością nie można mu odmówić – jest naprawdę inteligentnym człowiekiem i wspaniałym podróżnikiem. Jak widać te cechy plus duża dawka humoru wystarczą, by stworzyć tak niesamowitą powieść jak „Gringo…”.

Autor zabiera nas w podróż do ostatnich dzikich plemion. Pokazuje nam świat wolnych Indian – pierwotnych, spokojnych, zjednoczonych z naturą, ceniących dobrą Opowieść i wspólny śpiew o wiele bardziej niż pieniądze, które w dżungli nie mają tak naprawdę żadnej wartości. Ciekawskich, momentami nachalnych, ale przy tym wszystkim niezwykle serdecznych dla tych, którzy potrafią słuchać. Obrazuje nam ich mentalność, której czasem nie potrafi zrozumieć. Mentalność tak odmienną od naszej, a przez to wcale nie gorszą. Piękną. Bo odmienność jest piękna.

„Indianie zawsze pamiętają o Bogu. We wszystkich najbardziej zwykłych czynnościach dnia codziennego. Znali Boga na długo przed przybyciem Łowców Chrztów. I szanują go bardziej niż mieszkańcy krajów, z których Łowcy Chrztów pochodzą.”

A przecież „Gringo…” to nie tylko opowieść o Indianach. To także książka o misjonarzach, zwanych Łowcami Chrztów, głoszących Boże słowa w sposób, który w normalnych warunkach uznalibyśmy za świętokradczy. To książka o zabójczej florze i równie zabójczych motylach. A również zapis całego mnóstwa prześmiesznych anegdotek związanych z wizami i przechodzeniem przez granice, co w czasach komunizmu nie było wcale takie proste.

„Motyl – bardzo delikatne słowo. Zwiewne; zupełnie jak… motyl. Po angielsku też jest delikatne – butterfly. Na piśmie niekoniecznie to widać, ale proszę mi wierzyć – ono brzmi jak aksamit. Jest takie… maślane.
Po francusku, z kolei, śliczne, drobniutkie – papillon.
Po hiszpańsku, urocze – mariposa.
Po rosyjsku, kochane – baboćka.
A po niemiecku SCHMETTERLING! No cóż.”

Prosty styl Cejrowskiego i jego niezrównane poczucie humoru sprawiają, że pozycja ta będzie idealna nawet dla tych, którzy nieszczególnie się podróżami interesują. Nie uświadczymy tu upychanych na siłę suchych faktów – autor nadal tej powieści tyle lekkości i wdzięku, że nawet największy laik będzie usatysfakcjonowany.  Nie sposób nie wspomnieć tutaj także o stronie estetycznej. Z reguły nie poświęcam jej zbyt wiele uwagi, oprawa ma dla mnie drugorzędne znaczenie, ale wydanie  „Gringo…” jest tak miłe dla oka, że aż zwiększa przyjemność czytania. Twarda okładka, zdjęcia, delikatny w dotyku papier, wygodna czcionka – wydawnictwo naprawdę się postarało. To prawdziwa gratka dla tych, którzy cenią w książce również estetykę. „Gringo…” broni się zarówno treścią, jak i oprawą, stając się prawdziwą ozdobą każdej biblioteczki.

Nigdy wcześniej nie czytałam typowej książki podróżniczej, jakoś mnie do nich nie ciągnęło. Ale gdy znalazłam na półce książkę Cejrowskiego, wiedziałam, że to jest to. I nie zawiodłam się.

Dwoje ludzi patrzy na to samo, a widzi dwie różne rzeczy – oto niezgłębiona tajemnica ludzkiej duszy.

Po „Gringo…” miałam tak silnego kaca książkowego, że dopiero następnego dnia mogłam sięgnąć po coś innego. Opowiadałam mamie co ciekawsze fragmenty i biegałam po domu cała w skowronkach, wspominając te najlepsze momenty. To powieść, którą wsadziłabym na półkę każdemu z Was, bez wyjątku. Bo jest to książka, do której się wraca i jestem pewna, że jeszcze nieraz to zrobię. A przede mną jest przecież także „Rio Anaconda”, której, niestety, nie mam, ale którą już wypatrzyłam w bibliotece. Chyba muszę powiększyć moją listę wakacyjnych lektur…

Nie przedłużając; polecam wszystkim zafascynowanym podróżami, egzotyką i Ameryką Południową. Tym, którzy się tym interesują i tym, którzy nie mają o tym zielonego pojęcia. Osobom, którym nieobce jest poczucie humoru. Właściwie, to polecam ją każdemu. Kobietom i mężczyznom, dorosłym i nastolatkom (dzieci mogą pewnych fragmentów nie zrozumieć), tym, którzy cenią sugestywne opisy, a także tym, którzy za nimi nie przepadają. Każdemu. Ta książka po prostu nie może Wam się nie spodobać.


„Różnica między ludźmi, którzy realizują swoje marzenia, a całą resztą świata nie polega na zasobności portfela. Chodzi o to, że jedni przez całe życie czytają o dalekich lądach i śnią o przygodach, a inni pewnego dnia podnoszą wzrok znad książki i ruszają na spotkanie swoich marzeń.”

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Wielki Przegląd Domowej Biblioteczki!

No, dobra, przyznajcie się. Ile książek od dłuższego czasu czeka na Waszą uwagę? Ile staroci, prezentów czy efektów spontanicznych zakupów wciąż jeszcze pozostaje nietkniętymi? Nowości, książki od wydawnictw, książki z biblioteki, wygrane - one wszystkie odciągają nas od własnych książkowych zasobów. Kuszą piękną okładką, atrakcyjną ceną (lub jej brakiem w tych ostatnich przypadkach), a potem ta nieprzeczytana część z nich ląduje znów na półce i czeka...
Dlatego postanowiłam coś z tym zrobić.



Moje książki już naprawdę ledwo mieszczą się na półkach, choć nie kupuję ich zbyt wiele - tylko jakieś biedronkowe promocje :) Za to dostaję sporo książkowych prezentów, a część moich zasobów tak naprawdę nie należy do mnie, ale wśród nich również jest mnóstwo wartych przeczytania książek. Postanowiłam więc trochę ograniczyć moje biblioteczne wypady, a bardziej skupić się na tym, co już od dłuższego czasu czeka na mnie na półce. W końcu biblioteki i księgarnie nigdzie nie uciekną, a aż grzech nie czytać tego, co już przecież mamy!
Oczywiście, nie skończę całkowicie z wypożyczaniem, bo jest mnóstwo książek, które chcę zdobyć tą drogą, lecz zacznę dokładać do moich stosików te stare, domowe pozycje, na które od dawna miałam ochotę, ale czasu już nigdy. To takie moje małe prywatne wyzwanie, choć Was również zachęcam do zastanowienia się nad nim. Pozycje przeczytanie w ramach tego wyzwania będą specjalnie oznaczane (skrótem WPDB), ale oszczędzę Wam większych podliczeń, może jedynie wspomnę coś o tym gdzieś za rok. Mam nadzieję, że tym razem uda mi się być konsekwentną. Och, i aż nie mogę się powstrzymać od uśmiechu na myśl o tych wszystkich cudeńkach, które w końcu uda mi się przeczytać!
Cóż, kończę zatem ten króciutki post i wracam do "Dumy i uprzedzenia".

Pozdrawiam serdecznie.

Nala

piątek, 13 czerwca 2014

14. "Złoty most" - Eva Voller

Tytuł: "Złoty most"
Autor" Eva Voller
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 439
Data zakończenia czytania: 06.04.2014 r.
Ocena: 6/10




Czas nadal jest dla nas zagadką. W fizyce określany jest jako wymiar, podobnie jak długość, szerokość i wysokość. Czy zatem po nim również możemy się poruszać? Zdecydowana większość naukowców temu zaprzecza, ale od czego są książki? W cyklu Poza czasem Evy Voller podróże w czasie są możliwe, lecz świadomie dostępne tylko dla nielicznych podróżników. Nie mogą oni jednak cofać się w przeszłość dla rozrywki - każda ich podróż jest misją o niebagatelnym znaczeniu dla przyszłości. Przenoszenie się w czasie umożliwiają im Starcy, jednak interesy poszczególnych z nich nie zawsze się pokrywają...

Związek Anny i Sebastiano kwitnie. Oboje należą teraz do tajnego grona podróżników w czasie i pomimo dzielącej ich odległości udaje im się widywać w miarę często. Jednak w trakcie egzaminów maturalnych Anna dowiaduje się, że jej ukochany utknął w XVII-wiecznym Paryżu. Natychmiast wyrusza mu na ratunek, ale na miejscu okazuje się, że Sebastiano stracił pamięć. Nie wie, kim naprawdę jest, skąd pochodzi, nie pamięta Anny i szczerze wierzy, że należy do najbardziej oddanych muszkieterów kardynała Richelieu. Niestety, niedługo potem okazuje się, że w słynnej aferze naszyjnikowej zakochani będą musieli stanąć po przeciwnych stronach barykady.

"Magiczna gondola", pierwsza część cyklu Poza czasem, trafiła do mnie ciekawym pomysłem i świetnie przedstawionym klimatem XV-wiecznej Wenecji. Miała swoje wady, ale całokształt odebrałam bardzo pozytywnie. Na drugi tom musiałam trochę poczekać, lecz gdy tylko znalazłam go w bibliotece, od razu trafił na moją półkę. Jak wrażenia?

Trzeba przyznać, że mocną stroną tego cyklu jest, jak już wspominałam, wyjątkowo klimatyczne oddanie realiów epoki. Oczywiście, to nie Gregory, ale jak na powieść dla nastolatek wypada naprawdę dobrze. Pani Voller bez skrupułów niszczy nasze wyobrażenia o pięknych sukniach i muszkieterach-dżentelmenach, zastępując je brudem, smrodem, perwersjami i pijaństwem. Pamiętajmy jednak, że jest to powieść młodzieżowa, więc nie liczcie na pikantne szczegóły, bo tych szczególików jest niewiele i nie są one szczególnie znaczące, ba, nawet nie dotyczą głównych bohaterów.

Bardzo podobały mi się również nawiązania do powieści "Trzej muszkieterowie", wplecione gdzieniegdzie w fabułę. Nie były one nachalne, ale intrygujące i jestem pewna, że gdybym nie przeczytała tej książki wcześniej, "Złoty most" zdecydowanie by mnie do tego zachęcił. Cieszę się, że autorka w ten sposób usiłuje zainteresować młodzież literaturą klasyczną i uważam to za naprawdę duży plus.

Niestety, wyraźny problem stanowi dla niej przedstawienie wątku miłosnego w ciekawy sposób. W pierwszej części on właściwie nie istniał, a wielkie uczucie pojawiło się znikąd, za to w drugiej prawie każda myśl Anny poświęcona jest Sebastianowi. Nasza bohaterka krztusi się z wrażenia na jego widok i za każdym razem umiera z zachwytu. W "Magicznej gondoli" nawet ją lubiłam, całkiem niegłupia i przyjemna była z niej osóbka, w tym tomie zastała strasznie spłycona. Pomijając już jej wielką i nijaką miłość do Sebastiana... dziewczyna niejednokrotnie dawała się podejść jak dziecko. Zero sprytu, kompletny brak myślenia, a momentami od jej dyskrecji naprawdę wiele zależało. Nie podam przykładów, bo nie chcę Wam spoilerować, ale było to naprawdę denerwujące. I właśnie z tego względu obniżyłam drugiej części ocenę. Niedużo, ale zawsze.

"Pokuta i żal to dwie różne rzeczy, jedno bez drugiego jest niewiele warte."

Mimo to planuję przeczytać kolejną część i liczę na to, że może w końcu autorce uda się znaleźć złoty środek i zrobić z tego słabego wątku miłosnego coś naprawdę interesującego. Bo mieli razem kilka całkiem niezłych scen. Bo potencjał jest, ale jak na razie wciąż marnowany.

Polecam wszystkim tym, którzy cenią dobry klimat, lubią motyw podróży w czasie oraz każdemu, kto poszukuje wciągającej rozrywki na jeden lub dwa wieczory. Ta książka jest dla Was.
__________________
Bardzo, bardzo Was wszystkich przepraszam za tak długą nieobecność. Ostatnimi czasy miałam naprawdę dużo nauki, mnóstwo popraw, przygotowań do uroczystego balu na koniec szkoły, a gdy tylko miałam wolną chwilę, moja mama okupowała komputer - też miała bardzo dużo pracy. Oczywiście, starałam się chociaż wpadać w miarę regularnie i komentować niektóre z Waszych postów, ale na nic więcej nie wystarczyło mi czasu. Teraz jednak z większości przedmiotów mam dość jasną sytuację, więc będę mogła poświęcić więcej czasu blogowi. Namnożyło mi się trochę recenzenckich zaległości, ale postaram się to wszystko nadrobić w wakacje, które zbliżają się wielkimi krokami. Jakie macie plany? :) Pod koniec lipca przyjeżdża do mnie przyjaciółka z mojego rodzinnego miasta, a potem obie się do tego miasta wybieramy - a mowa tutaj o Szczecinie, najpiękniejszym miejscu na Ziemi! Nieźle się już napaliłam na wizytę w Książnicy Pomorskiej, więc na pewno podzielę się z Wami tamtejszymi zdobyczami. Och, byle do wakacji!

Pozdrawiam ciepło.

Nala

PS: Czytała któraś z Was "Niebezpieczne związki"? Niedawno oglądałam "Szkołę uwodzenia", która jest oparta na motywach z tej książki. Film miał sporo wad, ale sama intryga zapowiadała się naprawdę interesująco, a wszyscy zachwalają oryginał. Mam jednak wrażenie, że książka jest dość... bezpruderyjna. Mam więc do Was pytanie: czy nadaje się ona dla szesnastolatki? Nie jestem może uosobieniem cnót wszelakich, ale nie lubię, gdy w powieści seks wpychany jest mi w wulgarny i niesmaczny sposób. Bardzo bym chciała tę książkę przeczytać, ale nie wiem, czy nie zepsuję sobie całej przyjemności, jeśli zabiorę się zbyt wcześnie za coś, na co nie jestem gotowa. Pomożecie?