czwartek, 16 kwietnia 2015

Druga mininotka

Tytuł: Wysłanniczka (WPDB)
Autor: Stephen Miller
Wydawnictwo: Muza SA
Liczba stron: 439
Ocena: 5/10




W radiu - stale nowe szokujące wiadomości, a potem ponure kawałki jazzowe albo klasyczny rock, żeby pomóc słuchaczom zapomnieć.


Terroryzm to w ostatnim czasie dość popularny temat. Wystarczy wspomnieć o ataku na Charlie Hebdo czy zamachu w Tunisie. Na rok przed tymi wydarzeniami pojawiła się w Polsce książka poruszająca zagadnienie terroryzmu spisana przez znanego aktora i scenarzystę. Nie ma tutaj jednak mowy o bombach i strzelaninie, o nie. Broń wykorzystana w „Wysłanniczce” jest dużo bardziej niebezpieczna. To broń biologiczna – zmutowany wirus ospy, który ma spowodować epidemię w całej Ameryce.

W Internecie i na okładce sklasyfikowano tę powieść jako thriller, jednak w moim odczuciu bliżej jej do pozycji sensacyjnej. Przyznaję, rzadko sięgam po tego typu lektury, zazwyczaj mnie do nich nie ciągnie. Mało tego – po „Wysłanniczkę” najprawdopodobniej także bym nie sięgnęła, zadecydował tu bardziej przypadek. Owszem, gdy o niej usłyszałam, uznałam ją za interesującą, ale zdecydowałam również, że mam na głowie dużo ciekawsze i o wiele bardziej odpowiadające moim gustom książki, więc dość szybko o niej zapomniałam. Pojawił się jednak pewien konkurs na lc, a nagrodą była właśnie „Wysłanniczka”. Nie zależało mi na tej pozycji, ale spodobał mi się temat, więc postanowiłam wziąć udział. Odpowiedziałam na pytanie konkursowe i równie szybko o tym zapomniałam. Kilka dni później okazało się, że zostałam jedną z nagrodzonych. Uznałam więc, że skoro książka już wpadła mi w ręce, to mogę ją przeczytać. Jaką lekturą jest zatem „Wysłanniczka”?

Przede wszystkim nudną. Niestety, ale to słowo najlepiej ją opisuje. Przez większość czasu czyta się ciężko (choć, nie powiem, czasami akcja przyśpiesza i robi się ciekawie, ale nigdy na dość długo), a odkłada bez żalu. Język Millera jest strasznie męczący, ciosany, drewniany, pozbawiony jakiegokolwiek polotu i wdzięku. Pojawiają się czasem dość błyskotliwe myśli, ale większość książki to wyzwanie dla czytelnika. Narracja prowadzona jest z punktu widzenia dwóch osób – Darii, naszej terrorystki (co akurat jest bardzo dobrym pomysłem, pozwala nam wniknąć w jej umysł i spojrzeć na wydarzenia z jej perspektywy) oraz doktora Wattermana, który ma zapobiec epidemii (co z kolei nie jest już zbyt oryginalne). Historia głównej bohaterki została przedstawiona całkiem nieźle, pomimo momentów nudy, a jej portret psychologiczny i przemyślenia to jeden z największych atutów „Wysłanniczki”. Autor pokazuje nam, jak wychowanie i religia potrafią wypaczyć postrzeganie człowieka, jak bezwzględnymi bywają ludzie w imię wiary, a także zwraca uwagę na fakt, że mimo wszystko można się zmienić. Tylko czasami jest już za późno by uzyskać przebaczenie. Sam motyw terroryzmu w pełni usatysfakcjonował takiego laika jak ja, ale nie wiem, czy byłby wystarczająco dobrze przedstawiony dla znawcy tematu.

Gdyby Miller poprawił styl i usunął lub ograniczył fragmenty poświęcone doktorowi (zdecydowanie największy minus całej pozycji), „Wysłanniczka” mogłaby być naprawdę dobrą lekturą. Teraz jest jedynie przeciętna. Może nie żałuję, że ją przeczytałam, ale z pewnością do niej nie wrócę, a polecam tylko osobom zainteresowanym tematem. W przeciwnym wypadku lepiej zdecydować się na coś innego – niewiele stracicie.
____________________
Tytuł: Pretty Little Liars. Doskonałe i Pretty Little Liars. Niewiarygodne
Autor: Sara Shepard
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 304 + 328
Ocena: 5/10



Myślałyście, że Wam odpuszczę? Przez cały czas mam Was na oku. I może nawet patrzę na Was w tej chwili.


Dwie pierwsze części znanego cyklu Pretty Little Liars zdecydowanie przypadły mi do gustu. Były to książki wciągające, nieprzewidywalne, momentami mroczne, napisane specyficznym sarkastycznym stylem. Co więcej autorka wykazała pewien progres, bowiem druga część podobała mi się o wiele bardziej niż pierwsza. Co z kolejnymi częściami? Niestety, wielki zawód.

Język jest lekki, owszem. Dobrze się czyta, owszem. Shepard potrafi czasem zaskoczyć, owszem. Te zalety jednak nie rekompensują nam licznych wad, które w poprzednich częściach nie były widoczne, a w tych zaważyły na ocenie całości. Przede wszystkim bohaterki – z początku wykreowane bardzo interesująco ze swoimi wadami i zaletami, czasami egoistki, często materialistki, a jednak czuć było, że jest w nich coś głębszego, jakieś drugie dno, budziły sympatię. W „Doskonałych” i „Niewiarygodnych” dziewczyny okazują się zwyczajnie puste, a niektóre przemyślenia aż bolą od chamstwa i idiotyzmu. Shepard zrobiła z nich postacie strasznie płaskie, które same nie wiedzą, czego chcą, zmieniają partnerów jak rękawiczki i odpychają od siebie czytelnika. I te nieudolne próby uczynienia kolejnych wątków miłosnych oryginalnymi… Litości, wszystko to już było, nic nowego, kolejne miłostki okazują się jedynie wypełniaczami akcji właściwej, same w sobie są wtórne i budzą bardziej znużenie niż zainteresowanie. Zaczynają pojawiać się coraz liczniejsze niespójności, rozwiązania na siłę, czuć, że autorka sama powoli zaczyna się gubić we własnej twórczości, kombinuje, kręci, wymyśla i, niestety, nie wychodzi jej to najlepiej. Wątek A., co prawda, wciąż interesuje, ale zaczynam czuć rozwleczenie Pretty Little Liars i kiedy myślę o kilkunastu następnych tomach do przeczytania, to moje zainteresowanie nagle maleje i już jakoś aż tak mi na rozwiązaniu zagadki nie zależy. A zakończenie… O ile jeszcze „Doskonałe” kończą się w idealnym momencie, a czytelnik ma chęć natychmiast sięgnąć po kolejny tom, o tyle zakończenie „Niewiarygodnych” nie zachwyca, co więcej, dziwi mnie, że autorka nie kończy na nim cyklu, a przeciąganie tego dalej utwierdza mnie w przekonaniu, że Pretty Little Liars to zwykły tasiemiec, który na dodatek traci poziom o wiele szybciej niż przypuszczałam.

Szczerze? Przeszła mi ochota na przygody czterech byłych przyjaciółek. Trzeci i czwarty tom tak mnie zniechęciły, że nie sądzę, abym kiedykolwiek powróciła do tego cyklu. Planuję sięgnąć po zachwalaną „Grę w kłamstwa”, bo odpowiada mi klimat, jaki tworzy Shepard i mam nadzieję, że akcja będzie tutaj rozegrana o wiele lepiej. Nie wiem, czy odradzać… Nie mogę zaprzeczyć, że pierwsze dwa tomy zapewniły mi naprawdę dużo rozrywki, ale nie wiem, czy jest sens zaczynać coś, rozbudzać ciekawość, by potem być zawiedzionym i zirytowanym. Decyzję pozostawiam Wam, drodzy czytelnicy. Mam nadzieję, że nawet jeśli do Pretty Little Liars zajrzycie, nie będzie to dla Was taki zawód jak dla mnie.
____________________
Wiem, obiecywałam wcześniej mininotki trójopiniowe, ale oba teksty wyszły mi dłuższe niż przypuszczałam, więc uznałam, że kolejna opinia byłaby już tylko męcząca. Wobec tego ich liczba w mininotce będzie zależna od ich długości - im dłuższe opinie, tym mniejsza ich ilość i na odwrót.
Bardzo ważne jest dla mnie Wasze zdanie i chciałabym, żebyście byli w stosunku do mnie szczerzy. Nie było mnie tutaj trochę i czuję, że wyszłam z wprawy, więc jeśli pomożecie mi zauważyć, co u mnie kuleje, na pewno będzie mi łatwiej.

Pozdrawiam ciepło,

Nala

20 komentarzy:

  1. Jejku, ale dawno u Ciebie nie byłam! Fajnie, że jesteś. :)
    Hm, trochę przeraża mnie to, że lektura jest nudna. Jedynie na plus dla niej działa portret psychiczny bohaterki, o którym wspomniałaś. A jeżeli chodzi o Pretty Little Liars to dla mnie jedynie serial, po książki już niestety nie sięgnę. :)
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dla mnie :)
    Pozdrawiam cieplutko ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do "Wysłanniczki" to ja uwielbiam sensacje i mam tę książkę w planach. Mimo twojej opinii pewnie po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że książka jest zwyczajnie nudna. Czytałam różne jej recenzje, może kiedyś się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Serial PLL lubię, ale na książki nie dam się namówić :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja dotrwałam aż do siódmego tomu. Musiałam przestać, bo autorka już zaczęła przeginać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba na razie za książkę podziękuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. No właśnie z PLL mam problem: jestem masochistką - jeśli już zacznę jakąś serię, muszę przeczytać wszystkie jej części ;_; Dlatego poważnie się zastanawiam nad tym, czy w ogóle warto przeczytać pierwszą część, skoro reszta jest taka sobie, a może nawet i gorsza.
    A o Wysłanniczce nie słyszałam, ale odpuszczę, bo nie jestem wielbicielką takich klimatów i pewnie i tak wynudziłabym się przy tej książce :")
    Myślę, że nie wyszłaś z wprawy. Recenzje są spójne, dobrze się je czyta, nie zauważyłam żadnych błędów :) No i cieszę się, że jednak wróciłaś i może będziesz bywać tu częściej :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Odnośnie "Wysłanniczki" nawet nie słyszałam o tej książce. :D Jaki ze mnie straszny ignorant jeśli chodzi o gatunki, z których nie czytam powieści... W każdym razie, po twojej mini recenzji nie czuję się zachęcona, wręcz przeciwnie żałuję, że tak interesujący temat, jakim jest terroryzm nie został wyciągnięty w dobry sposób, w interesujący sposób na światło dzienne. Szkoda.
    Jeśli chodzi o PLL to mam w planach poznać pierwszy tom, tak dla zasady. Oglądałam serial swego czasu (teraz się również z niego robi tasiemiec) i po prostu chciałabym dla porównania zobaczyć jak się prezentuje pierwowzór. Ale raczej na jednej powieści skończę, bo jak pomyślę, że tych tomów jest naście, ciągle ich przybywa, a twoja ocena trójki i czwórki spada... To nie zachęca. ;)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
  10. Po pierwszej pozycji oczekiwałabym szczególnie szybkiej wartkiej akcji, więc to że wieje w niej nudą bardzo mnie do niej zniechęca. Pomysł również wydaję się oklepany, ale zawsze można z niego wybrnąć, widać autorowi się nie udało. Szkoda.
    PLL uwielbiam, za mną na razie (już/zaledwie - wybierz właściwe) 8 tomów. Pierwsze tomy już odebrałam bardziej pozytywnie niż Ty, choć irytowały mnie niektóre zachowania narratorek. Zawsze kibicuje A. Jestem jej/jego idolką. Powiem Ci jednak, że czym dalej tym lepiej i bardziej zaskakująco.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. PLL miałam w planach, ale opuściłam - zbyt dużo części :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie słyszałam o pierwszej pozycji, ale nic dziwnego, bo na pewno bym nie sięgnęła. Twoja opinia tylko mnie w tym utwierdza.

    "Urocze małe kłamczuchy" - taaak, uwielbiam sb tłumaczyć ten tytuł - były w moich planach, moja siostra ma wszystkie części, ale stwierdziłam, że to jednak nie dla mnie. Czytając o pustych bohaterkach - widzę, że dobrze zrobiłam, nie czytając dalej.

    OdpowiedzUsuń
  13. Co do PLL - uwielbiam serial :) ale po książkę chyba faktycznie nie sięgnę...

    OdpowiedzUsuń
  14. ''Wysłanniczkę'' czytałam i chociaż oceniłam ją nieco lepiej od Ciebie, to i tak zgadzam się z Tobą, że to bardzo przeciętna, monotonna powieść. Natomiast serii ''Pretty Little Liars'' nie znam, więc się na ich temat nie wypowiem.

    OdpowiedzUsuń
  15. Szkoda, że seria PLL dalsze tomy są nieciekawe, bohaterki "puste", "Kłamczuchy" bardzo mi się podobały, ale po Twojej recenzji obawiam się kolejnych tomów. Tasiemców nie lubię.

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie byłam przekonana do tych książek

    OdpowiedzUsuń
  17. Tym razem na nic się nie skuszę - trochę nie moje klimaty ;)

    P.S. Przepraszam, że mnie tak długo nie było!

    OdpowiedzUsuń
  18. O pierwszej książce nie słyszałam, drugą serię znam z blogosfery, często widuję jej recenzje. Oglądałam też serial do pewnego momentu, dwa pierwsze sezony były całkiem fajne i wciągające, ale potem każdy odcinek mnie męczył i w końcu zarzuciłam oglądanie. Podobnie jak u ciebie przeszła mi ochota na śledzenie tych zmagań, tajemnic i gier. Wspomnianą "Grę w kłamstwa" też próbowałam oglądać (wiesz, ja takie historie chyba zwyczajnie wolę na ekranie) i skończyło się podobnie (tylko do zniechęcenia doszło o wiele szybciej).
    Uściski! :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Nigdy nie słyszałam o pierwszej książce, a jeżeli chodzi o drugie to zaczęłam oglądać serial, ale nigdy go nie skończyłam :(

    weronikarudnicka.pl

    OdpowiedzUsuń
  20. No proszę, ja skąds kojarzę tytuł, ale nie wiem, nie wiem, chyba nawet serial mi umknął:)

    OdpowiedzUsuń