Tytuł: "Ronja, córka zbójnika"
Autor: Astrid Lindgren
Wydawnictwo: POLITYKA Spółdzielnia Pracy
Liczba stron: 200
Data zakończenia czytania: 12.06.2014 r.
Ocena: 8/10
Byliście kiedyś w lesie? Och, co za głupie pytanie, oczywiście, że byliście. Chyba każdy człowiek chociaż raz odwiedził takie miejsce. Nie bywam tam często, nie jestem miłośniczką przyrody, ale zawsze widziałam w lesie coś magicznego. Gdy jesteś sam, ta przestrzeń wydaje Ci się taka intymna, choć nie jest Twoja i nigdy tak naprawdę nie będzie. Jest coś niesamowitego w tym spokoju, w tej absolutnej ciszy, która Cię otacza, gdy tylko choć na chwilę nadstawisz ucha. To cisza, która tylko wydaje się ciszą, na którą składa się szereg dźwięków tak naturalnych, że dla nas są one właściwie niesłyszalne. Jest coś niesamowitego w tym zielonym gąszczu, który Cię otacza, w tych roślinach pnących się, żywych, wolnych. To chaos, który tylko wydaje się chaosem, bo tak naprawdę każda roślina ma swoje własne miejsce. Jest coś niesamowitego w zwierzętach, które nie są ludzkim podnóżkiem, które żyją, rozmnażają się i giną, wciąż od nowa powtarzając ten sam cykl. Cykl, który tylko wydaje się okrutny i pozbawiony uczuć, bo tak naprawdę jest to życie zbyt piękne dla nas w swej prostocie, zbyt proste dla nas, którzy wiecznie kombinujemy, wahamy się, drążymy. Byliście kiedyś w lesie, prawda? A więc posłuchajcie...
Pewnej, burzowej nocy w starym, kamiennym zamku na świat przyszła dziewczynka. Nie była to jednak zwykła dziewczynka. Ronja, bo takie właśnie imię wybrała dla niej matka, była córką Mattisa, herszta zbójeckiej bandy. Urodziła się w lesie, a las stał się jej domem. Od najmłodszych lat odkrywała wszystkie jego zakamarki i tajemnice. Kiedy pojawia się w jej życiu Birk, syn herszta wrogich zbójców, zaczyna poznawać las na nowo i odkrywa w sobie coś, czego wcześniej nie potrafiła dostrzec. Jednak ta przyjaźń budzi sprzeciw obu zatwardziałych w uporze zbójców. Czy dwójce dzieci uda się pogodzić zwaśnione strony?
"Ronja...", jak wiele innych książek, opowiada o miłości. Tak, tak, o miłości, znowu o miłości. Miłość tu, miłość tam... To uczucie pojawia się wszędzie, jest przedstawiane na wszelkie sposoby i ciężko w tym natłoku znaleźć coś naprawdę dobrego. A jednak czasami nam się to udaje i w tym wypadku zdecydowanie się udało. Miłość w "Ronji..." jest przedstawiona jako piękna, siostrzano-braterska więź między dwojgiem dzieci, która pojawiła się gdzieś po drodze, przypadkiem wyrosła z niechęci i nadała ich życiu zupełnie nowe znaczenie. Mówić o miłości nie trzeba górnolotnie i pani Lindgren wcale tego nie próbuje. To właśnie w prostocie i naturalności tego uczucia tkwi jego siła. Autorka nie sili się na też oryginalność i wcale nie musi, bo przedstawiła odgrzewany pomysł w tak wyjątkowy sposób, że niejeden pisarz mógłby jej pozazdrościć.
Szczególną rolę w tej książce pełni las. Pani Lindgren napisała ją z tęsknoty za dziką przyrodą i to czuć na każdej stronie tej niezwykłej pozycji. Las tworzy tutaj niesamowity klimat, otacza nas ze wszystkich stron, jest wręcz namacalny, wręcz czujemy zapach sosnowych igieł. Ale bywa on również groźny, kryje w sobie wiele tajemniczych stworzeń, a zimą staje się zbyt niebezpieczny, by za długo w nim przebywać. Las jest żywy, jest piękny, jest jednym z bohaterów tej książki, wcale nie gorszym od reszty. Wielkie, wielkie brawa za klimat, autorko. Czułam się, jakbym tam była i żałowałam, że naprawdę nie jestem.
Polubiłam Ronję, polubiłam Birka, zbójców, właściwie każdego z bohaterów. Szczególną sympatię budziły we mnie sceny z udziałem całej zbójeckiej bandy Mattisa - były rozbrajające. Ronja jest silną dziewczynką, wychowaną w dziczy, przez to bardzo bezpośrednią, ciekawą życia i świata. Kocha las i jest z nim nierozerwalnie związana, jest jego częścią, a las jej częścią niej. Właściwie każda postać należy do tego miejsca i wydaje nam się, że nie ma nic poza nim. I dobrze, tak ma być, wszystko jest w porządku.
Jak najbardziej polecam, uważam, że powinno ją przeczytać każde dziecko oraz każdy dorosły, który potrafi choć trochę jeszcze czuć jak dziecko. W natłoku fantastyki i obyczajówek nie zapominajmy o literaturze dziecięcej, która nas przecież ukształtowała i kształtuje do dziś. „Ronja…” to prawdziwa i wyjątkowa opowieść, która zasługuje na to, by o niej pamiętać, która zasługuje na to, by czytać ją niejednokrotnie, którą jeszcze raz serdecznie polecam każdemu. To jedna z tych książek, które zostają w pamięci na bardzo długo.
______________________
Wybaczcie mi tak długą nieobecność, ale nowa szkoła i pewne inne aspekty nie dawały mi na pisanie aż tyle czasu, ile potrzebowałam. Na dodatek, kiedy już miałam trochę czasu, dopadły mnie jakieś problemy z programem do zapisywania tekstu, co znowu przedłużyło dodanie tej recenzji o kolejnych kilka dni. Ale w końcu jest i mam nadzieję, że kolejna pojawi się już niedługo.
Pozdrawiam ciepło! :)
Nala
Ahh Ronja, czytałam tę książkę w podstawówce, wtedy poznawałam wszystkie tytuły Lindgren. Bardzo mi się podobała, choć miejsce na piedestale zajęli "Bracia Lwie Serce" i nic tego nie zmieni :)
OdpowiedzUsuńNie przeczytałam w dzieciństwie żadnej książki autorki. Nie wiem dlaczego, ale wówczas sięgałam po zupełnie inne pozycje. Teraz dla odmiany, mam ochotę na takie opowieści:) Nie martw się nieobecnością, czasem zupełnie nam nie po drodze z blogiem, kiedy inne obowiązki czekają w kolejce. Ważne, że już wróciłaś:)
OdpowiedzUsuńAstrid Lindgren kojarzy mi się tylko z "Dziećmi z Bullerbyn". :)
OdpowiedzUsuńMi też kojarzy się głównie z "Dziećmi z Bullerbyn", ale ciekawie było przeczytać o innej jej pisarskiej odsłonie :)
OdpowiedzUsuńO proszę, ale ja jednak poczekam zlekturą jak będę miała dzieci ;)
OdpowiedzUsuńDoskonała dla dzieci, i sama również bym ją przeczytała.
OdpowiedzUsuńHeh, i ja pojawiam się i znikam więc spokojnie :D Ronja, nieziemsko stara książka, ale cóż, w moje ręce nigdy nie wpadła. dziwna sprawa. Wydaje mi sie, ze takie ksiazki warto sledzic mimo upływu lat... :) ja kiedyś stroniłam od wszystkiego, co miało więcej niż 4 kartki :D
OdpowiedzUsuńMam w domu inne książki tej autorki i czytałam je w dzieciństwie, ale już nic nie pamiętam. Może powinnam ją sobie przypomnieć.
OdpowiedzUsuńOch, jedna z ukochanych książek mojego dzieciństwa;) Uwielbiałam książki Astrid Lindgren, szczególnie Ronję i Braci Lwie Serce. Któregoś dnia z przyjemnością przeczytam tą książkę na nowo.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ją dawno, dawno temu...
OdpowiedzUsuńOOOO JEZU! Jedna z najlepszych książek mojego dzieciństwa, tuż po "Braciach Lwie Serce"! Jeden z najpiękniejszych, fantastycznych i zarazem niebezpiecznych światów z młodości. Przepiękna, wartościowa książka. Miłość tu przedstawiona jest po prostu naturalna i piękna. :)
OdpowiedzUsuńKiedyś podrzucę "Ronję..." swoim dzieciom. :)
Astrid Lindgren była jedną z moich ulubionych autorek w dzieciństwie. Jej książki były takie... Takie, że chciało się być dziećmi z jej opowiadań. Cieszę się, że niektóre z nich są nadal lekturami w szkole podstawowej, dzięki temu one nie giną w "książkowym archiwum". Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajna pozycja dla dzieci :)
OdpowiedzUsuńAch. Ok, niby od przeszłego miesiąca, według prawa nie będę już dzieckiem, ale ja nadal się takowym czuję, więc oczywiście niektóre książeczki dziecięce zyskują moją uwagę, a z czasem sympatię. Jeśli dotyczą lasu... Rany. Kocham las, choć nie bywam tam zbyt często. Mój dom jest umiejscowiony tuż pod nim, więc cienie drzew towarzyszą mi całe życie i nie wyobrażam sobie, by mógł je zastąpić chaos wielkiego miasta. :)
OdpowiedzUsuńKsiążeczkę jak najbardziej chciałabym przeczytać. :)
Powodzenia w szkole!
Pozdrawiam,
Sherry
Przy całej mojej sympatii jaką darzę Astrid Lindgren, muszę się przyznać, że nigdy nie przeczytałam ten książki. Az dziwne, bo kiedyś zaczytywałam się w jej powieściach...
OdpowiedzUsuńOo, ten pierwszy akapit ślicznie napisałaś, można zazdrościć talentu. ;)
OdpowiedzUsuńOdnośnie Lindgren - czytałam dzieci z Bullerbyn, czytałam większą połowę Braci Lwie serce, a fragment Ronji był kiedyś zamieszczony w podręczniku od polskiego.
A teraz zastanawia mnie jedna sprawa, dlaczego nie doczytałam Braci, skoro ta książka tak mi się podobała... Dlaczego nie sięgnęłam po Ronję skoro tamten fragment tak mnie zaciekawił... A dzieci z Bullerbyn to była moja pierwsza książka, taka gruba się wydawała. <3 Ale potem już nic czytać nie chciałam, ja i moje głupie uprzedzenia... Trudno, teraz będę nadrabiała. ;)
A to ciekawe, nie czytałam :)
OdpowiedzUsuńNie czytam już takich książek, ale Twoja recenzja sprawiła, że zaczęłam ciepło o niej myśleć :) A to przechadzanie się po lesie we wstępie... Oj trąciłaś moją słabą nutę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
To mi teraz przypomniałaś! :) To jedna z moich pierwszych "starszych" książek jakie sama sobie wypożyczyłam w bibliotece za namową pani bibliotekarki, pamiętam jaka byłam wtedy przejęta :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobała, a poza tym mam do niej ogromny sentyment. Już myślałam, że nie trafię na nią nigdy w sieci a tu taka niespodzianka! :)
Ja ostatnio wróciłam do czytania baśni i bardzo dobrze mi z tym ;) Chętnie zapoznam się z kolejnymi baśniami oraz z "Ronją..." ( nie czytałam tej książki wcześniej)
OdpowiedzUsuńahhh! Uwielbiałam tę książkę za młodu, muszę do niej powrócić :)
OdpowiedzUsuńCzytałam Ronję jako mała dziewczynka i byłam oczarowana jak praktycznie wszystkimi książkami Lindgren :) Teraz niewiele już z niej pamiętam, ale na pewno mi się podobała i zgadzam się, że książka obowiązkowa dla wszystkich bez względu na wiek. Pięknie napisana recenzja, aż zazdrościć ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Nie wiem dlaczego, ale wyjątkowo pamiętam tę książkę z czasów szkolnych. Widocznie zrobiła na mnie tak pozytywne wrażenie, że zapisała się w pamięci już na zawsze :)
OdpowiedzUsuńDawno temu czytałam i muszę przyznać, ze dość dobrze ją pamiętam :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce jednak nigdy jej nie przeczytałam. Twoja recenzja zachęciła mnie do niej :)
OdpowiedzUsuń