Tytuł: "Syn Neptuna"
Autor: Rick Riordan
Wydawnictwo: Galeria książki
Liczba stron: 480
Data zakończenia czytania: 22.06.2014 r.
Ocena: 7/10
Percy Jackson nie pamięta niczego. Budzi się z długiego snu, nie wiedząc, kim jest ani jak się tu znalazł. Wyszkolony przez wilczycę Lupę wyrusza do Obozu Jupiter, siedziby rzymskich herosów, gdzie panują rygor i dyscyplina. Tam poznaje Hazel i Franka, z którymi niedługo później zostaje wysłany na ważną misję. Jedyną rzeczą, o której pamięta i która podtrzymuje go przy życiu jest imię – Annabeth.
Pierwsza część drugiego cyklu Ricka Riordana „Zagubiony heros” wywarła na mnie naprawdę pozytywne wrażenie i pozostawiła w pełnym ekscytacji oczekiwaniu na kontynuację. Jednak, gdy tylko zaczęłam czytać „Syna Neptuna”, zobaczyłam sporo różnic pomiędzy jego poprzednimi książkami a tą. Niestety, ale głównie na niekorzyść.
„Wojna to obowiązek. Jedyny prawdziwy wybór to zaakceptować to lub nie i wiedzieć, o co się walczy.”
Obóz Jupiter znacząco różni się od znanego nam z poprzednich części Obozu Herosów. Ma zupełnie inną organizację i jest kompletnie podporządkowany wojsku. Ciężko się dziwić, w końcu Rzymianie słynęli właśnie ze swojej doskonałej armii, jednak sprawia to też, że Obóz Jupiter wydaje nam się bardzo zimnym i niegościnnym miejscem. Jest opisany dobrze, bardzo poprawnie, ale nie budzi w czytelniku zbyt wiele ciekawości, raczej niechęć, brakuje mu tego czegoś, co sprawia, że miejsce staje się dla nas interesujące. Być może taki był właśnie zamysł autora, ale jak Obóz Herosów zawsze darzyłam wielką sympatią i chciałam tam zamieszkać, tak Obóz Jupiter jest dla mnie właściwie bezbarwny. Mam również wrażenie, że cała książka ma zupełnie inny charakter niż poprzedniczki – bardziej szorstki, wojskowy i ciężko mi uznać to za wadę, ale nie można zaprzeczyć, że taki klimat często nie sprzyjał lekkiej, odprężającej lekturze.
Bardzo cieszy natomiast obecność Percy’ego. Możecie mi wierzyć lub nie, ale brakowało mi go trochę w „Zagubionym herosie” i cieszę się, że w tej części znów do nas powrócił. Podoba mi się sposób, w jaki Riordan rozwinął i nadal rozwija tę postać, z każdą kolejna książką Jackson staje się coraz dojrzalszym i coraz bardziej rozbudowanym bohaterem, a ja mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że już dawno zdobył moją sympatię, która wciąż rośnie. Nowi bohaterowie, Hazel i Frank, są może trochę lepiej wykreowani niż, np. Jason, ale czegoś mi w nich zabrakło i nie wzbudzili we mnie żadnych szczególnych uczuć, miałam też wrażenie, że sami również się nimi nie darzą. Między trójką z poprzedniej części wyraźnie było czuć więź, a tutaj miałam wrażenie, że choć sami bohaterowie twierdzą inaczej, to tak naprawdę są sobie obojętni. Spory minus.
„W śmierci nie ma miejsca na sprawiedliwość.”
Riordan zawsze słynął z wartkiej akcji i genialnego poczucia humoru, dlatego właśnie jego książki zawsze były takie sympatyczne i przyjemne w czytaniu. Ale tym razem miałam wrażenie, że coś się popsuło… Początek powieści bardzo się wlekł, Obóz nie był zbyt interesująco przedstawiony i właściwie nie działo się nic szczególnego. Co prawda, później następuje poprawa i autor wraca do swojego zwyczajowego trybu, ale ten początek trochę dał mi się we znaki i trochę mnie zniechęcił do dalszego czytania. Całe szczęście, że Riordan pamięta jeszcze, jaką mitologię lubię, dzięki czemu udało mu się mnie udobruchać. Z humorem bywało różnie, mam jednak wrażenie, że również ucierpiał i było go mniej niż kiedyś. Szkoda.
„Życie jest tak cenne tylko dlatego, że ma swój koniec, synu.”
Było jeszcze kilka drobnych mankamentów, ale całość wspominam całkiem dobrze. Poziom wyraźnie się obniżył i nie ma co się tu oszukiwać, ale liczę na to, że to jedynie takie małe potknięcie w dorobku autora, a kolejne części będą już tylko lepsze. Ocena nie jest do końca obiektywna, została nieco zawyżona ze względu na moją wielką słabość do Riordana i mitologii, ale jeśli dalej tak pójdzie, to, niestety, ale będę musiała zacząć je radykalnie obniżać. Potrafię wiele wybaczyć, ale nigdy nie wybaczam przeciągania na siłę tego, co dawno powinno być już zakończone. Liczę na to, że Riordan nie popełni tego błędu, bo to po prostu smutne zepsuć tak dobry cykl nieudanymi kontynuacjami. Mam Cię na oku, drogi autorze.
Ostatnio zauważyłam, że drugie części są zazwyczaj gorsze od swoich poprzedniczek, ciekawa jestem, dlaczego tak się dzieje ;-; Znak Ateny na pewno Ci się bardziej spodoba, chociaż Dom Hadesa nie całkiem dobrze wspominam :)
OdpowiedzUsuńPercy'ego znam tylko (na razie) z pierwszej części ekranizacji. :) Dlatego w recenzję się nie zagłębiam, z tą powieścią jeszcze się zapoznam. :)
OdpowiedzUsuńPróbowałam kiedyś przeczytać pierwszy tom tej serii, ale po kilkunastu stronach dałam sobie spokój. Jakoś po prostu nie potrafiłam odnaleźć się w fabule. Jednak fantastyka to nie moja ''bajka''.
OdpowiedzUsuńMusiałabym najpierw przeczytać pierwszy tom tej serii.
OdpowiedzUsuńTakie przeciąganie na siłę bywa męczące, wiem coś o tym. Tego cyklu akurat nie znam, ale dużo historii - zarówno książkowych, jak i serialowych - mnie znużyło po zbyt wielu częściach (i zbyt niedopracowanych). Cały czas mówiłam sobie: jeszcze tylko trochę, przecież tak lubiłam tych bohaterów, no więc zaciskałam zęby i czytałam dalej. ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam niedawno ,,Złodzieja pioruna" i mam w planach następne części, a potem tą serię :)
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu się ruszyć i zabrać za tą serię, bo dalej nie miałam jej w łapkach i czuję się potwornie zawstydzona z tego powodu ;d
OdpowiedzUsuńZgadzam się! Podpisuję rękami i nogami! Syn Neptuna to chyba najgorsza książka Riordana! A między SN a Percym Jackson są lata świetlne:( Gdzie podziali się moi ukochani bohaterowie?! Gdzie podziały się te wypieki na twarzy, które miałam, czytając książki tego pana?! Gdzie podział się humor? Akcja? Książka nie jest beznadziejna, ale jak na Riordana... Słabo. Bardzo słabo. Tylko rzymska mitologia ciut to ratuje. A poza tym, czytanie o Percym w narracji trzecioosobowej zamiast w pierwszo było takie... sztuczne. I niefajne.
OdpowiedzUsuńNie znam pierwszego tomu tej serii. Może po nią sięgnę gdy wygospodaruję chwilę wolnego czasu...
OdpowiedzUsuńMam zamiar przeczytać wszystkie części o przygodach Piercyego dlatego nawet nie zagłębiam się w Twoją recenzję :)) Ty już czytasz ostatki, a ja jeszcze nawet nie zaczęłam pierwszego :)
OdpowiedzUsuńNie znam pierwszego tomu, więc narazie i za ten tytuł podziękuję ;)
OdpowiedzUsuńAch, ja jestem tak ślepo zapatrzona w Riordana, że nie dostrzegam mankamentów jego książek nawet jeśli jestem ich świadoma ^^ Ogólnie rzecz biorąc, myślę o Obozie Jupiter dokładnie to co ty. Strasznie zimne, nieprzyjazne miejsce. Ale uwierz na słowo, że "Znak Ateny" jest lepszy, a "Dom Hadesa"? BAJKA. Na finał czekam niemal podskakując w miejscu ^^ Nie ma szans, żebym się zawiodła. A jak Riordan uśmierci Percy'ego, Annabeth, Leo albo Nico, to chyba jadę do Ameryki z pretensjami. Serio.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :D
Sherry
Za dużo mam do czytania jak na razie, więc podziękuję :) a czytałaś może 'unicestwienie"? :)
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl