Tytuł: "Umarli czasu nie liczą"
Autor: Kim Harrison
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 268
Data zakończenia czytania: 11.05.2014 r.
Ocena: 5/10
Życie i śmierć. Tu wszystko jest jasne, żyjesz albo nie żyjesz, nie ma nic pomiędzy. A co… gdyby jednak było? Jakby to było być wciąż na Ziemi, śmiać się, rozmawiać, a tak naprawdę być martwym? Jakby to było być trzymać się starego życia, wiedząc, że należy się już do innego świata? Jakby to było być pomiędzy?
„Światło jest dla ludzi wolnej woli, by widzieli, co wybierają. Ciemność kryje pochodzące od serafinów przeznaczenie, którego nikt nie wybiera.”
Podczas balu maturalnego żniwiarz ciemności zabił Madison i chciał odebrać jej duszę. Nie do końca mu się to jednak udało, bo dziewczyna zabrała mu niezwykły amulet, dzięki któremu dostała iluzję ciała. Oznacza to, że wygląda jak żywa, choć tak naprawdę jest zawieszona pomiędzy światem żywych i umarłych. A przecież trwa wojna między żniwiarzami ciemności, którzy kierują się przeznaczeniem i nie wahają się likwidować tych, którzy mogą w przyszłości zrobić coś z nim niezgodnego, a żniwiarzami światła, którzy wierzą w wolną wolę i chronią ludzi przed tymi pierwszymi. Żniwiarze ciemności nadal nie zamierzają jednak odpuścić Madison, gdyż zadarła z osobą, z którą nie powinna zadzierać…
Po książkę sięgnęłam zachęcona opowiadaniem „Madison Avery i żniwiarz ciemności” ze zbioru „Bale maturalne z piekła”. Był to jedyny godny uwagi tekst z tego zbioru, a kiedy dowiedziałam się, że autorka napisała kontynuację, sięgnęłam po nią, pomimo tylu negatywnych opinii, jakie przeczytałam na lubimyczytac.pl. A teraz mam nauczkę, żeby jednak zwracać na nie większą uwagę…
„Nie ma nic złego w łamaniu zasad, jeśli robisz to w imię czegoś, co jest od nich ważniejsze.”
Najgorsze jest to, że już prawie nie pamiętam tej książki. Czytałam ją znowu nie aż tak dawno, a mam wrażenie, jakby to było z pół roku temu. Pamiętam ogólny zarys, ale mam problem z przypomnieniem sobie poszczególnych scen. Może nie powinnam jej recenzować, ale chciałam się z Wami podzielić moją opinią, a oto efekt.
Może zacznijmy od zalet. Pomysł był dobry, naprawdę. Żniwiarze ciemności, światła, zawieszenie pomiędzy życiem a śmiercią – nie jest to może niezwykle oryginalne, ale mogła wyjść z tego całkiem zgrabna historia. Język też całkiem dobry, nie wznosił się może na wyżyny, ale w żadnym razie nie odstawał od większości młodzieżówek, niektóre nawet przewyższał. Miłym zaskoczeniem jest również postać Madison – jak na paranormalną bohaterkę spisuje się całkiem nieźle, nie zachowuje się jak idiotka, nie zanudza nas swoimi miłostkami i nie robi z siebie męczennicy. Stara się sobie jakoś poradzić w nowej sytuacji i choć niektóre jej wybory nie były zbyt mądre (takie jak zdradzenie wszystkiego Joshowi), to nadal pozostaje całkiem sympatyczną dziewczyną. Podobał mi się też wątek walki pomiędzy przeznaczeniem i wyborem, ale uważam, że mógłby być przedstawiony o wiele lepiej.
No, i na tym chyba koniec zalet. Miałam wrażenie, że wszystko było takie… niedopracowane, a całość przypominała mi nieco lepszej jakości bloga, zwłaszcza kilka fragmentów by na to wskazywało. Niektóre rzeczy były takie na siłę, widać było, że autorka chciała wszystko pokierować w tę stronę, nie zawsze kierując się logiką, dopasowując okoliczności do swojej wersji, a nie wersję do okoliczności, jeśli wiecie, co mam na myśli. Czytając, wyraźnie czuć, że autorka nie jest zbyt obyta z piórem i to, niestety, znacząco rzutuje na całość.
„Pamięć innych nadaje kształt pustce”
Bywało nudno. Niby coś tam się działo, ale lekturę odkładałam bez większego żalu. Pani Harrison zdecydowanie nie potrafi przyciągnąć do siebie czytelnika, a to przecież niezbędne, zwłaszcza w takim gatunku jak paranormal romance, gdzie z reguły całość opiera się na szybkiej akcji i romansie. Co do romansu… strasznie nijaki. Może nie denerwował mnie jakoś szczególnie, ale też w żaden sposób mnie nie poruszył. Między Joshem i Madison nie było jakiejkolwiek chemii, widać, że autorka próbowała ich spiknąć na siłę i trochę znikąd, a efekt nie jest najlepszy.
„Umarli czasu nie liczą” nie było książką tragiczną, ale też na pewno nie dobrą. Całość wypada kompletnie przeciętnie, a miesiąc, dwa później zaciera Ci się w pamięci. Zdecydowanie przydałoby jej się solidne doszlifowanie, a autorka powinna jeszcze trochę poćwiczyć, zanim da tę powieść do druku. Nie wiem, czy sięgnę po następną część, w ogóle mnie do niej nie ciągnie, a opinie nadal nie zachwycają.
Czy polecam? Nie wiem. Nie czuję żalu, że przeczytałam tę pozycję, ale z pewnością nie sięgnęłabym po nią po raz kolejny. Dobra jedynie dla zabicia czasu, kiedy nie ma się za bardzo nic innego do czytania. Można sięgnąć, ale jeśli macie coś innego do wyboru, to lepiej weźcie tę drugą książkę, bo istnieje spora szansa, że będzie lepsza. „Umarli…” to taka ostateczność.
________________________
Chciałabym polecić Wam bloga mojej przyjaciółki. Na blogu tym będą pojawiały się różne ciekawostki związane z klimatem, atmosferą czy jakimiś niezwykłymi miejscami na świecie, czyli mówiąc krótko - z geografią. Bardzo Was zachęcam do odwiedzania, bo wszyscy wiemy, jak ciężko się gdzieś wybić, a myślę, że blog tego typu ma pod tym względem trudniej, niż książkowy. Pierwszy post już jest, mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Z góry dziękuję! :)
Ostatnio dość popularna stała się francuska piosenkarka Indila, a ja przy okazji chciałabym Wam przypomnieć o innej sławie z tego kraju, którą z pewnością znacie, bo kilka lat temu była w Polsce bardzo popularna.
Ten utwór to wręcz wizytówka Garou, nawet ja go znam :) Z kolei ten jest mniej znany, ale bardzo przypadł mi do gustu. Jakby co polecam puścić z dwa razy, bo mi na przykład spodobał się dopiero za drugim przesłuchaniem. Warto też zapoznać się z przepięknym musicalem Notre Dame de Paris, który z napisami możecie znaleźć na youtube. Niesamowita historia przedstawiona w niesamowity sposób, byłam przezachwycona (i stworzyłam nowe słowo)! A Garou w roli Quasimodo poruszy nawet najtwardsze serce.
Pozdrawiam.
Nala
Czytałam i miło ją wspominam :)
OdpowiedzUsuńPamiętam że byłam kiedyś w jakiejs taniej ksiazce i widzialam tę pozycje za właściwie grosze. Po dluzszym namysle stwierdzilam że jednak nie warto i twoja recenzja zapewniła mnie tylko w przekonaniu że dobrze zrobilam. :)
OdpowiedzUsuńPomysł może i ciekawy, ale wytknięte przez ciebie wady skutecznie mnie zniechęciły.Poza tym mam ogromny stos do przeczytania, więc "ostateczności" nie potrzebuję. :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że pomysł jest zmarnowany. Nie sięgnę skoro ma tak dużo negatywów.
OdpowiedzUsuńNaprawdę to opowiadanie w "Balach..." podobało ci się najbardziej? :o Jak dla mnie było jednym ze słabszych, ale wiadomo - najpiękniejsza cecha czytelnicza od oryginalny i indywidualny gust ^^ W każdym razie, w "Balach" bohaterka mi się nie spodobała, strasznie mnie irytowała, a jeśli na domiar złego w książce jest sztuczny wątek miłosny to ja podziękuję. Jako romantyczka nie zniosłabym okropnego potraktowania romansu. Poza tym, mam chwilowo przesyt książek od Ambera, więc... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Sherry
Tym razem nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńRaczej również sobie odpuszczę, widziałam już kilka niepochlebnych recenzji i raczej nie ma sensu marnować czasu.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka jest tak niedopracowana. Raczej nie zajrzę.
OdpowiedzUsuńdzięki za szczere recenzję, dzięki Tobie wiem czego unikać :-)
OdpowiedzUsuńweronikarudnicka.pl
Dzięki za szczere recenzję, dzięki Tobie wiem czego unikać! :-)
OdpowiedzUsuńweronikarudnicka.pl
Tym razem podziękuję i nie zajrzę do książki ;)
OdpowiedzUsuńOpis książki skojarzył mi się z serialem "Dead like me". :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam chyba żadnej opinii zachwalającej tę książkę. Opowiadanie o Madison w "Balach..." mnie zaciekawiło, ale chyba nie na tyle, żeby poznać rozwinięcie tej historii, jeżeli jest aż tak słaba. Odpuszczam, mam ciekawsze i lepsze pozycje w kolejce :)
OdpowiedzUsuńNie mam kompletnie przekonania do tej książki niestety ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka ani moja tematyka, a widzę też, że nie jest najlepsza, więc raczej nie sięgnę. Ej! Skąd wiedziałaś, że czytając tą recenzję, słuchałam właśnie Indili? Uwielbiam jej płytę "Mini Wordl" i słucham jej w kółko, a miłością do niej zaraziła mnie moja nauczycielka francuskiego już jakiś czas temu:) Garou również znam i lubię;) A książki będę unikać. Chwała świetnym blogerkom za szczere recenzje!
OdpowiedzUsuńNie ma co, lepiej sobie odpuszczę...
OdpowiedzUsuńZ nowościami to ja zawsze jestem na bakier... ale dzięki Tobie sobie chociaż posłuchałam czegoś nowego :D
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
Szkoda, że Harrison nie potrafi przyciągnąć do siebie czytelnika. To przecież większa połowa sukcesu. No cóż, zatem nie będę szukać tej książki skoro nie warto.
OdpowiedzUsuńTo raczej nie dla mnie :]
OdpowiedzUsuńZa książkę podziękuję, a koleżankę odwiedziłam :)
OdpowiedzUsuńJak czytam, że są tu żniwiarze ciemności, żniwiarze światła, to już czuję, że to nie dla mnie. Dalsza część recenzji mnie w tym przekonaniu utwierdziła.
OdpowiedzUsuń